sobota, 26 października 2013

24. Nigdy!



 Justin’s Pov

-Gdzie ona jest? Gdzie Alex? – Światło kłuło mnie w oczy, przez co mrużyłem je jak tylko mogłem. Próbując podnieść głowę przekląłem czując ból w każdym centymetrze ciała. Oblizując wargi poczułem smak krwi. Po kilku minutach dojrzałem milczącego Maxa, przyglądał mi sie z nieciekawą miną.

-Cholera powiedz mi! Co z nią?- Sfrustrowany tym, że jestem przykłóty do łóżka czekałem na choć jedno pieprzone słowo z jego strony.

-W porządku, jest w moim pokoju. –Podrapał się po szyi znacznie zmieszany. Ściągnąłem brwi widząc jak ucieka przed moim spojrzeniem.

-Muszę do niej iść..-Podparłem się ręką próbując wstać do pozycji siedzącej. Uderzyło we mnie piekące uczucie rozrywanych wnętrzności. Opadłem na pościel jęcząc z zaciśniętymi pięściami.

-Pojebało cie!? Leż i się nie ruszaj, jeśli  kiedykolwiek chcesz ją zobaczyć stojąc na nogach. – Rzucił mi karcące spojrzenie po czym wyszedł zamykając za sobą drzwi. Minęło kilkanaście minut ciszy a ja nadal nic nie wiedziałem. Kurwa! Muszę ją zobaczyć. Porozmawiać z nią.. ja..

-Mogę? –Delikatny głos dobiegł do mych uszu a klamka powędrowała w dół.

-Alex? – Przesunąłem lampę na tyle by móc ją zobaczyć. Powoli weszła do środka cały czas patrząc w podłogę. Czarny szlafrok okrywał jej smukłe ciało a mokre włosy wskazywały na to, że dopiero co brała kąpiel. Nieśmiało usiadła na krawędzi łóżka, chwytając jej dłoń poczułem dreszcz, który ją przeszedł. Nie chciałem zaczynać wiedząc, że to ona ma do mnie wiele pytań. Zbliżając się dotknęła opuchniętej skóry na moim policzku, wspinając się w górę na skroń a potem wzdłuż nosa, aż w końcu zatoczyła koło kończąc na miejscu pod okiem.

-To był twój brat? Twój bliźniak? –Głos jej się załamywał, a oczy zrobiły się szklane. Patrząc w nie poczułem ból.. nie fizyczny.. ten pochodził prosto z serca, które natychmiast zaczęło uderzać mi coraz szybciej.

-Tak, ale nie martw się Kochanie zapłacił za wszystkie krzywdy, które ci wyrządził.- Szepnąłem szukając w niej jakiegokolwiek poczucia ulgi, w zamian tego dostałem łzy spływające  po jej sinych policzkach.

-Bo ja.. ja myślałam, że… że to byłeś ty.-Moje oczy znacznie się rozszerzyły, a głowę opanował niezmierzony ból. Szok sprawił, że mało się nim przejmowałem. Przestałem oddychać słuchając jej cichego szlochu.

-Alex nigdy bym ci tego nie zrobił, rozumiesz? Nigdy! Nie wierzysz mi? Nie ufasz?- Opuszkiem palca uniosłem jej podbródek. Pociągając nosem założyła kosmyk za ucho i oblizując wargi wpatrywała się we mnie.

-Przepraszam.- Wycierając jej strużkę łez pokiwałem przecząco głową.

-To ja przepraszam. To nigdy nie powinno się zdarzyć. Powinienem przyjechać wcześniej. Mogłem..

-Zrobiłeś co w twojej mocy Justin.- Przyłożyła mi palec do ust i głaszcząc po głowie lekko się uśmiechnęła.

-Gdybym wtedy do ciebie nie przyszedł.. w nocy, zawsze byłabyś bezpieczna.

-Nie mów tak! – Wplątała swoje palce w moje i patrząc na nie pociągnęła nosem.

-Czy on.. zdążył cię zgwałcić? – Gula utknęła mi w gardle a kropla potu spłynęła po czole do brwi. Niepewność zżerała mnie od środka a każda sekunda była godziną.

-Nie zdążył. Twoi koledzy mi pomogli, szczególnie Max.- Przejechała po moim barku a ja natychmiast się uspokoiłem. Szeroki uśmiech zawitał na jej twarzy na co nie mogłem odpowiedzieć inaczej jak tylko go odwzajemnić.

-O co chodzi? – Zdziwiony poprawiłem jej dłoń w swojej.

-Rozluzniłeś się tak jak pierwszej nocy, kiedy się spotkaliśmy. – Potrząsnęła włosami, które opadły jej na piersi.

-Naprawdę? Pamiętasz takie rzeczy? – Postanowiłem sie trochę podroczyć.

-W przeciwieństwie do chłopców, my zapamiętujemy wszystkie szczegóły lub chwile które chcemy pamiętać.

-Więc chciałaś mnie zapamiętać! – Przyłapałem ją na gorącym uczynku. Natychmiast się zarumieniła gorączkowo zaprzeczając. Kiwnąłem palcem by się zbliżyła. Siadając głębiej na łóżku pochyliła się nademną, chwytając jej twarz w dłonie złączyłem nasze usta. Stykając się nosami patrzyliśmy na zmianę w swoje oczy, gdy ktoś głośno zapukał do pokoju. Alex napięcie się wyprostowała.

-Przyniosłem ci tabletki.- Jason z impetem wszedł do środka, w ogóle nie przejmując się widokiem dziewczyny.

-Nie prosiłem o nie.- Zdezorientowany posłałem mu spojrzenie pełne złości i niezrozumienia.

-To z inicjatywy Josha. Mówił, że bardzo cierpisz. –Trochę kpiąc położył woreczek na szafce, robiąc pare kroków w tył pomachał Alex i już go nie było. Cholerny kretyn!

-Justin czemu nic nie mówisz? Gdzie cię boli? Mogę jakoś pomóc? – Jej zatroskana mina mówiła wszystko.

-Nie bój się, nic mi nie będzie. – Uśmiechając się słabo sięgnąłem po dwukolorową ampułkę. Odkręcając butelkę wody podała mi ją do ust. Upiłem łyka zastanawiając się nad ich działaniem. Alex nie może wiedzieć, że to narkotyk. Nie chce by widziała mnie pod ich wpływem.  Chwytając za telefon wysłałem smsa do Maxa ignorując jej spojrzenie. Po trzech minutach wyszli, a ja mogłem odpłynąć, by nie czuć piekielnego bólu, który rozsadzał mnie od środka.



Alex’s Pov

Drogę do domu przebyliśmy w milczeniu. Martwiłam się o Justina gorzej niż o to jak zamaskuje siniaki przed Ellen.

-Tutaj? – Max obrócił głowę w moją stronę.

-Tak. Bardzo ci dziękuję. Za wszystko.- Lekko go przytuliłam.

-Justin jest cholernym szczęściarzem. –Nasze oczy się spotkały a mnie zalała fala gorąca.

-Dlaczego? –Chwyciłam za klamkę.

-Bo ma ciebie. –Atmosfera w mgnieniu oka zrobiła się gęsta. Posłałam mu jeden z moich uprzejmych uśmiechów i nie patrząc za siebie ruszyłam ku bramie. Czy on mnie właśnie komplementował czy po prostu wyraził swoje zdanie? To było dziwne. Szperając w kieszeniach znalazłam klucz. Idąc przez ogród zauważyłam worki z liśćmi i dwóch starszych ogrodników. Zdejmując buty z prędkością światła wbiegłam po schodach na górę byleby tylko nie natknąć się na gosposie. Na ostatnich stopniach zderzyłam się z tęgą postacią. No nie!

-Dziewczyno co ty masz na twarzy!!?- Oczy wyszły jej z orbit i chwytając mnie za ramiona oddaliła się trochę.

-Aua.. puszczaj! – Wyrwałam się wkurwiona zuchwałością staruchy. Co to ma być!? To, że moja matka nie żyje nie znaczy, że może mną rządzić a w szczególności szarpać!

-Natychmiast dzwonie do pana Lautnera młoda damo! –Weszłam do łazienki i chwytając za kosmetyki zaczęłam dokładnie maskować siną szczękę. Nałożyłam chyba z 2 cm wszystkiego co miałam. Było widać opuchnięte miejsca ale przynajmniej nie raziły w oczy wściekłą purpurą. Tylko.. co ja mu do cholery powiem!? Spadłam ze schodów? Ktoś mnie pobił? Wymieniając róże w wazonie wpadłam na genialny pomysł. W samą porę bo w pokoju rozległ się dzwięk dzwonka.

-Halo?

-Alex co ci się stało?! –Ochrypły głos ojca przyprawił mnie o gęsią skórkę.

-Zapisałam się na boks i pierwszy trening zle mi poszedł. –Miałam nadzieję, że się na to nabierze..

-Boks? Ty i boks? Jesteś na to zbyt delikatna, jeszcze raz usłyszę coś o tym sporcie a będziesz miała zakaz wychodzenia gdziekolwiek i do kogokolwiek. – Krzyczał do słuchawki. *Wiele nie stracę..* - Zaśmiałam się w duchu. On mnie nie znał. Gdyby tak było wiedziałby, że nie chodzę na imprezy i nie piję z koleżankami. Ściągając brwi padłam na łóżko.

-Dobrze tato.

-Niech Ellen ci to opatrzy. Wrócę wcześniej niż się spodziewałem. Do zobaczenia. –Stłumiony sygnał przerwanego połączenia przechodził mi przez głowę. Nie miałam najmniejszej ochoty oglądać tego żałosnego babska. Jak wyjdzie, sama zrobię sobie zimny okład, ale na razie zmyję ten kilogram tapety bo twarz mi drętwieje.

22.58

Od: J.J.

-Kiedy się zobaczymy?

Do: J.J.

-Nie wiem. Może kiedy wyzdrowiejesz..

Od: J.J.

-Możemy za chwilę? W moich snach Shawty?

Do: J.J.

-Hah.. to do zobaczenia ;*

Od: J.J.

Będę czekał <3


niedziela, 20 października 2013

23. Przestań..

Justin's Pov
Zatrzymałem auto pięćdziesiąt metrów przed budynkiem. Było prawie ciemno i nie bardzo widziałem by ktoś stał przy drzwiach. Chwytając za broń cicho podszedłem do uchylonych drzwi. Nigdzie nie było żadnego innego samochodu, ale wiedziałem, że ktoś musi być w środku. Gdy tylko zobaczę któregoś z tych sukinsynów żaden nie zdąży nawet pisnąć. Rozjebie wszystkich. Wszystkich kurwa... Silny zapach nikotyny dotarł do moich nozdrzy. Wiedziałem. Wyprostowałem ręce i z wycelowanym pistoletem mierzyłem każdy zakamarek. Gdy wszedłem do kuchni zobaczyłem pełno woreczków. Nowy towar a oni jeszcze nie zdążyli go schować? Zaraz kurwa przecież.. 
-Szybko jak na tak długą drogę. - Szyderczy śmiech rozszedł się echem po pomieszczeniu. Odwróciłem się a w tym samym momencie ktoś mocnym kopnięciem wydarł mi broń z rąk. Obracając się zdążyłem zauważyć tylko kij baseballowy. 
-Przyszedłeś po swoją dziwke !? -Dostając po raz piąty w brzuch z ust wytrysnęła mi krew. Jak mogłem być tak bezmyślny kurwa!? No jak!? Leżąc na zimnych płytkach słyszałem szum i spazmy niepohamowanego śmiechu. 
-Nie wiedziałem, że jesteś takim głupim sukinsynem Jet. -Wyplułem krew i próbując się podnieść znów dostałem, tyle że po plecach. Ból rozchodził się po całym ciele. Zwijając się trzymałem ręce na brzuchu możliwie go osłaniając. Jeszcze parę uderzeń i bezwładnie leżałem pod ich stopami, a krew nie zalewała już tylko moich żył. Obraz stał się rozmazany. Pierwszy raz w życiu.. wpadłem w pułapke. 

Alex's Pov 
-No nadeszła pora, zobaczymy jak bardzo jesteś w tym dobra.-Przesunął dłonią po mojej twarzy. Wzdrygnęłam się, odsuwając od jego dotyku.  Błysk w jego oczach przyprawił mnie o paraliżujący strach. Nie mogłam nic zrobić. Zdjął czarną kurtkę i rzucił ją w bok. Patrzyłam zaszklonymi oczami na jego twarz czekając na to co postanowił.
-Nie.. nie rób tego. - Mój drżący głos chyba go rozbawił. 
-Będę cię pieprzył całą noc nędzna szmato. - Ironiczny uśmiech nie znikał mu z twarzy. Przerażona próbowałam się wyrywać, ale gówno to dało. Rany na rękach potwornie piekły za każdym razem kiedy się poruszyłam. Usiadł na mnie okrakiem i chwytając za bokserkę rozerwał ją jednym pociągnięciem. Wrzasnęłam uświadamiając sobie, że on wcale nie chce mnie nastraszyć. 
- Możesz krzyczeć, ale to tylko wzbudza podniecenie.. – jego chrypliwy głos odbił się od moich uszu zostawiając w nich potworne echo tych słów.Byłam bez szans.
Mój oddech momentalnie przyspieszył kiedy zrozumiałam, że naprawdę nikt mnie stąd nie zabierze, nie pomoże. Oczy zalały się strachem, a całe ciało drżało pod wpływem dotyku jego ohydnych rąk. Przycisnął usta do mojej szyi i zaczął ją ssać. Ruszałam głową we wszystkie strony byleby tylko utrudnić mu dostęp. Oderwał się na chwile i spojrzał na mnie z wściekłością. Nie zdążyłam zrobić niczego zanim przywalił mi pięścią w szczękę. Krzycząc z  bólu wiłam się pod nim, ale to tylko pogorszyło sprawę. 
-Nie ruszaj się tak  pizdo- Znów poczułam uderzenie tym razem z drugiej strony. Głowa opadła mi w bok, patrząc na światło lampki czułam jego ręce na moim torsie.
-Przestań.. przestań proszę.. -Spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.. czując się zupełnie  bezużyteczna. Nie reagował.. Jego twarz wyglądała jak kamień a oczy płonęły mu pożądaniem.
-Justin.. przestań... -Po kilku sekundach otworzyłam oczy. Wpatrywał się we mnie zupełnie rozbawiony, mocno przyciskając mnie do pościeli. 
-Tego jeszcze..- Odwrócił głowę w stronę drzwi. Hałas i krzyk spowodował, że przez kilka sekund miałam nadzieję, że ktoś jednak przyszedł.. Wszystko zniknęło gdy do pokoju wszedł ten sam mulat który wcześniej pociął mi ręke.
-Jet w samą porę! -Szatyn zszedł ze mnie i wycierając usta podszedł do chłopaka wijącego się na podłodze. Chwycił go za końcówki włosów i podniósł twarz do góry. Zamarłam. Z ust ciekła mu krew a policzki miał sine od uderzeń. Pisnęłam gdy mulat szarpnął nim wymuszając by utrzymał się na kolanach. Chłopak lekko rozchylił powieki. 
Podniosłam się na tyle ile dałam radę a to co zobaczyłam.. nie wiem czy mogę to nazwać szokiem, to było coś o wiele gorszego. Oni.. Oni wyglądali identycznie. Tak samo. Jak krople astralne. Szerzej otworzyłam oczy szczerze nie wierząc w to co widziałam. Nie. To sen. To nie może być prawda. To nie może być........
-Justin! - Krzyknęłam rozpaczliwie, usiłując jakoś poluzować te cholerne supły. Poruszył ustami ale nie dosłyszałam żadnego słowa. Szatyn patrzył to na mnie to na niego aż w końcu splunął Justinowi w twarz. 
-Ty świnio jak mogłeś !? - Wrzasnęłam w jego kierunku a oczy zaszły mi ciemną mgłą. Czy ten sukinsyn nie miał żadnego poczucia moralności? Co to kurwa miało być !? 
-Zamknij sie albo..
-Albo co !? Zgwałcisz mnie? Już prawie to zrobiłeś.. więc co jeszcze !? Zabijesz? Jesteś żałosnym skurwielem!- Skopałam pościel tak, że zatrzymała się na końcu łóżka. Moja klatka piersiowa poruszała się w górę i w dół przepełniona wściekłością. Miałam zacząć od początku gdy chłopak popatrzył na mnie dalekim wzrokiem. Jakby szukał gdzieś moich oczu. 
-A.. Alex.. ja..- Ściągnął brwi w wysiłku i wciągając powietrze do płuc natychmiast jego twarz rozgorzała w piekielnym bólu. Nawet nie zauważyłam jak łzy zaczęły ściekać mi po policzkach. 
-Teraz patrz jak pieprze twoją sukę Jet. -Szatyn powoli wszedł na łóżko i zaczął dobierać się do czarnego materiału legginsów.. Wrzeszczałam coraz głośniej krztusząc się łzami, czując chłód uderzający w moje uda gdy je ściągnął.  Jezdził palcami po całym moim ciele a dreszcze które czułam drażniły każdy nerw. Liżąc mój brzuch schodził w dół. krzyki tym razem przeszły w przeraźliwe jęki wypełnione paniką, która jeszcze nigdy nie była we mnie zasiana tak głęboko. Miałam wrażenie, że już nigdy nie pozbędę się tego uczucia. Próbowałam jakoś go kopnąć ale mocniej przycisnął swoją dolną połowę do mojej. Czując ból spojrzałam na ręce. Rany popękały a krew znów zaczęła ściekać wzdłuż ramion. Słona ciecz zupełnie przysłoniła mi obraz. Zamykając oczy mocno zwarłam z sobą nogi czując jak jego ręce  ściskają mi biodra.

Justin's Pov
Słysząc jej szloch zacisnąłem pięści. Musiałem patrzeć jak ten sukinsyn ją dotyka.. Całuje w każdy zakamarek jej ciała. Gdy zobaczyłem krwawiące rany na wewnętrznych stronach jej chudych rąk gula która tkwiła mi gdzieś w gardle pękła. Wyszarpnąłem głowę z rąk tego chuja i wyjmując nóż z buta wbiłem mu je w udo. Wrzask rozdarł powietrze w pokoju. Pchnąłem go parę razy zanim zdążył wyjąć broń. Ból rozdzierał mi wnętrzności sunąc po szorstkiej wykładzinie dopadłem do klamki. Trzech zbiegało już po schodach. Chwytając za pistolet nacisnąłem spust. Ciała zsunęły się po paru stopniach zatrzymując przed moimi kolanami. 
-Justin! - Momentalnie mój wzrok wbił się w łóżko przedemną. 
-Tknij ją jeszcze raz a rozpierdole ci łeb !!- Syknąłem w jego kierunku utrzymując rękę w górze. Wyszarpnął jej stanik i rzucił go przed siebie, pochylając się ku jej nagim piersiom. 
-Mówiłem chuju.- Warknąłem a kula przeszyła gęste powietrze przelatując tuż nad jego głową. Spudłowałem !? To niemożliwe! To do kurwy nędzy niemożliwe!! Rzuciłem się na oparcie łóżka uderzając w wystającą listwę. Powoli zsuwając się w dół miałem przed oczami szarpiące się, nagie ciało Alex. Kilka zamazanych postaci wpadło do środka, a ostatnie co wtedy słyszałem to przerazliwy krzyk i huk rozrywających kul. 

Alex's Pov
-Przykryj się tym. - Barczysty brunet podał mi koc. Szczelnie się owijając pozwoliłam by wziął mnie na ręce i wyniósł z tego piekła. Wszystko mnie bolało nie wyłączając spierzchniętych i rozdartych warg. Pełnia oświetlała 2 czarne auta z przyciemnionymi szybami stojące na drodze. Dopiero teraz zauważyłam, że przetrzymywali mnie w magazynie. Otwierając drzwi dobrze znanego mi range rovera chłopak położył mnie na siedzeniu.
-Co z nim? -Spytałam zanim zamknął drzwi. 
-Z Justinem?-To było raczej pytanie retoryczne ale kiwnęłam głową wypatrując w jego oczach choć krzty optymizmu. 
-Wyjdzie z tego. -Uśmiechnął się do mnie słabo po czym usiadł na miejscu kierowcy i odpalając silnik podał mi komórkę. Wzięłam w ręce blackberry i przyciskając do piersi miałam nadzieję, że On jeszcze żyje...
                                                           *
Dziękuję za tyle komentarzy pod tamtym rozdziałem ! Jak chcecie to potraficie mnie uszczęśliwić ;) A no i bardzo chciałabym podziękować też paru osobom które zaczęłam informować ;* 

środa, 16 października 2013

22. Zapłacisz za to.

Alex's Pov
Głowa mi pękała i całe ciało miałam obolałe. Słyszałam czyjeś głosy. Odbijały się w moich uszach drażniąc obolałe końcówki nerwowe. Za wszelką cenę starałam się nie mrugać i nie otwierać oczu, by nie wzbudzić uwagi tych... Nie wiem kim oni właściwie są. Myślałam że porwali mnie dla okupu dopóki nie usłyszałam tego dobrze znanego mi słowa: 
-...... Jet. 
Drgnęłam. Co to ma do cholery znaczyć? Mętlik z każdą chwilą się powiększał, mimowolnie pociągnęłam nosem i natychmiast znieruchomiałam. 
-W końcu - Męski głos rozbrzmiał w ciemnym pomieszczeniu. Nie było wyjścia. Musiałam otworzyć oczy. Szybko mrugając wpatrywałam się w przeciwną stronę pokoju. Cholera! Przywiązali mnie do łóżka. Wcale mi się to nie podobało. 
-Wypuść mnie! -Krzyknęłam udając twardą, mimo iż w środku panicznie bałam się tego, że nie wiem gdzie jestem, a moje życie jest w rękach jakiś sukinsynów.
-Oh kochanie bez nerwów. - Albo mi się wydawało albo ten głos brzmiał znajomo. Szarpnęłam rękoma, czując ból. Przywiązali mnie tak, że dłonie miałam razem nad głową. Z tego co zauważyłam ściągnęli mi bluzę i buty. Zostałam w obcisłym podkoszulku i legginsach. 
-Kim jesteś !? - Warknęłam i chcąc go zobaczyć wytężyłam wzrok w kierunku skąd dochodził zachrypnięty głos. Mała lampka przy łóżku rzuciła snop światła, a on powoli zbliżał się ku mnie. Zamarłam. To jakieś żarty. Ten środek usypiający musiał mieć do kurwy nędzy jakieś skutki uboczne. To co widzę nie może być prawdą! Moje ciało zaczęło się trząść. Łzy zamazały jego sylwetke, a oczy zaczęły mnie piec. Obruciłam twarz wycierając ją w ramie. Owszem sprawiło mi to ból ale nie taki jaki czułam teraz w środku. Wszystko rozbiło sie w drobne kawałki, a rozczarowanie rozsadzało każdy mój nerw.Te słowa tylko w 1% odzwierciedlały to co czułam.  Zrobiło mi się strasznie słabo. Przewróciłam oczami i znów mój wzrok zatrzymał się na nim. 
-J.. Justin..-Szepnęłam, a moja głowa opadła na bok. 
                                                            *



-Halo?
-Mam twoją sukę Jet. – W słuchawce rozbrzmiał złośliwy śmiech.
-Co kurwa?! Kim jesteś? Jaką suke?- Chłopak wstał z łóżka i marszcząc brwi skupił się na głosie.
-Chyba ma na imię Alex.. –Znów śmiech doleciał do uszu zdezorientowanego szatyna. Gdy tylko usłyszał to imię zwinął dłoń w pięść, a jego skroń zaczęła niebezpiecznie pulsować.
-Ty sukinsynie zapłacisz za to! – Syknął do słuchawki a jego oczy w żadnym wypadku nie przypominały brązowych.
-Uważaj na słowa, zresztą nie dziwie ci się, ta pizda jest cholernie gorąca.
-Tknij ją a rozpierdole cie w drobne kawałki.
-Haha.. nie tak ostro. Chciałem cię tylko uprzedzić, że nie utrzymam dłużej chłopaków przed drzwiami, jeśli się nie streścisz trochę się z nią zabawimy. – Położył wyrazny nacisk na „trochę”.
-Jeśli coś jej się stanie zapłacisz za to skurwielu.- Chłopak warknął a jego ciałem owładnęła furia. Połączenie zostało zerwane. Wybiegł z mieszkania nawet nie zamykając drzwi na klucz. Miał cholernie mało czasu, a do Stratford było kilkanaście godzin szybkiej jazdy. Wiedział, że nie może zmarnować ani sekundy, bo ten chuj jest zdolny do wszystkiego. Mocno zamknął oczy na samą myśl, że mogliby ją gwałcić przez całą noc. Wiedział jak to wyglądało parę lat temu. Gwałcili i bili do nieprzytomności. Otarł pot z czoła i przyspieszył. Wyjeżdżając z Hartford kierował się na skróty. Przytrzymując kolanem kierownicę zapalił papierosa i mocno się zaciągając obmyślał plan działania. Telefon zawibrował w jego kieszeni, szybko wypuszczając dym z ust odblokował go.
-Bieber gdzie ty kurwa jesteś!? Miałeś się zjawić! 
-Jay ją ma. - Chłopak syknął chcąc jak najszybciej zakończyć niepotrzebną rozmowe.
-O czym ty pierdolisz? 
-Porwali ją. Porwali Alex. Ten pieprzony chuj chce jej coś zrobić, jestem w drodze do Stratford. - Szatyn splunął przez otwartą szybę a jego brwi nadal były złączone w jedną, czarną linie. 
-To pułapka! -Josh krzyknął najgłośniej jak tylko mógł.
-Mam to w dupie, nie zamierzam szukać po lesie jej zmasakrowanych zwłok. 
-Oni będą na ciebie czekać. Sam nie dasz rady! 
-Od kiedy ty się tak mną kurwa przejmujesz co? -Warknął do słuchawki,a jego klatka piersiowa poruszałam się w górę i w dół z zawrotną prędkością. 
-Pieprzysz od rzeczy. Uspokój się i czekaj na nas. 
-Haha.. chyba kpisz. - Rzucił telefon na siedzenie obok i dodał gazu. Patrzył jak księżyc wzbija się wysoko na granatowe niebo, a przez głowę przepływało mu miliony najgorszych scenariuszy. 
-Rozpierdolę go... rozpierdole jak śmiecia.. 

Alex's Pov
Patrzyłam na ciemnozieloną ścianę, zupełnie oszołomiona. Bez żadnego wyrazu na twarzy. Co jakiś czas przymykałam oczy by odgonić od siebie jego twarz. Te wszystkie chwile w szkole, w domu. Pocałunki i smsy. To była chora gra. Chciał zyskać moje zaufanie, żeby wykorzystać to, że mam bogatego ojca. Po policzku popłynęła mi kolejna łza. Chłopak na którym najbardziej mi zależało okazał się kompletnym chujem. Trzask otwieranych drzwi sprowadził mnie do rzeczywistości. Dwóch chłopaków weszło do środka z ironicznym uśmieszkiem na twarzy. Odwróciłam głowę by im się przyjrzeć. Obaj mocno umięśnieni, dobrze opaleni. Jeden miał krótkie jasne włosy, drugi zaś kruczoczarne loki. Ten sam błysk w oku nie wróżył nic dobrego. Brunet zaczął się do mnie zbliżać. Zaschło mi w gardle gdy zobaczyłam co trzyma w ręku. Ostrze noża odbijało marne światło lampy. Zanim zdążyłam zareagować dopadł do mnie i przytrzymując związaną rękę przejechał nim po wewnętrznej stronie. Krzyknęłam wijąc się z bólu. Blondyn po chwili zrobił to samo. Ból był nie do wytrzymania. Krzyczałam i wierzgałam nogami ale nic ich to nie obchodziło, z uśmiechem na ustach jezdzili ostrzami aż do nadgarstka. Zakrztusiłam się łzami. Każdy centymetr cholernie piekł a krzyk rozbrzmiewał w pokoju odbijając się od ścian. Wbijając zęby w wargę przegryzłam ją do krwi. Gdy skończyli szatyn pochylił się nad prawym nadgarstkiem i zlizał ściekającą z niego krew. Cicho skomląc zacisnęłam powieki. Modliłam się o to by w końcu wyszli. Patrząc na mnie z zadowoleniem zamknęli drzwi na klucz. Czułam jak strugi krwi ściekają w dół aż po plecy. Nie mogłam się ruszyć. Ze strachem patrzyłam na klamkę pragnąc by już nigdy się nie poruszyła.

                                                            *
To jeden z ważniejszych rozdziałów (dla mnie) dlatego BARDZO WAS PROSZĘ jeśli przeczytałyście - skomentujcie. Napiszcie co odczuwacie. Jak myślicie? Co zrobią Alex? Jak zachowa się Jet? Postaram się jak najszybciej dodać następny. Wiem ze ten jest krótki ale "znacie mnie" lubię urywać w najmniej odpowiednim momencie. a.. i taki.. SZANTAŻ. JEŚLI NIE BĘDZIE POD TYM ROZDZIAŁEM OK 10 KOMENTARZY - TREŚCIWYCH - NIE DODAJĘ NASTĘPNEGO.. no sorki za to ale ja muszę od was wymusić opinię. Przybyła nowa os obserwująca - dziękuję ;*



niedziela, 13 października 2013

21. Spokój? Z tobą?



Alex’s Pov

-Idziesz do szkoły? – Ojciec chwycił marynarkę i przystając w holu czekał na moją odpowiedz.

-Tak. – Westchnęłam patrząc na niego zmęczonym wzrokiem.

-Jeśli chcesz możesz zostać.. – Uniósł jedną brew, poprawiając krawat. Patrząc na zegarek kiwnął ręką w moją stronę i wyszedł. Ze zrezygnowaniem maczałam łyżeczkę miodu w herbacie. Jesień za oknem wcale nie poprawiała mi humoru, mimo iż ogród zatopiony był w ciepłych kolorach spadających liści. Upiłam łyka gorącego napoju i naciągając rękawy na dłonie patrzyłam przez szklane drzwi na zmizerniałe róże. Brakowało mi go. Tego uśmiechu. Pełnych, wiśniowych ust i czekoladowego spojrzenia. Miałam nadzieję, że spotkam go na zajęciach. Tylko, dlatego jakaś siła pchała mnie na te 7 godzin do ostatniej ławki. Położyłam kubek na blacie i wyszłam jak zawsze naciskając tryb alarmowy. Ostatnio włączył się trzy razy przez paru reporterów. Wczorajszy pogrzeb powinien zakończyć te wpadki. Odpalając silnik białego cabrioleta przypomniałam sobie głośne chrypienie w aucie Justina. Kilka minut przepełnionych muzyką dolatującą z radia i wjechałam na parking pod budynkiem. Czerń, której nie nosiłam zbyt często mówiła sama za siebie. Zresztą spojrzenia innych też dawały o sobie znać. Szłam szybko szukając wzrokiem range rovera albo tego charakterystycznego chargera.. Nie dostrzegłam ani tego ani tego. Pierwsza lekcja przebiegła bez większych problemów. Nie musiałam dużo pisać, a ludzie zachowywali się w miarę normalnie. Siedziałam a mój wzrok był jakby za mgłą. Każde skrzypnięcie przypominające otwieranie drzwi budziło we mnie iskierkę nadziei, która gasła z minuty na minutę. Przez cały dzień snułam się po korytarzu jak cień lub duch oblany czernią. Jedynie Emily podeszła do mnie przed matmą i złożyła kondolencje, oferując też swoje towarzystwo w weekend. Powiedziałam, że zadzwonię, jeśli tylko coś postanowię. Odkręcając kurek w łazience oblałam twarz zimną wodą. Bez makijażu wyglądałam trochę jak trup, ale nie myślałam o tym wychodząc. Więc nie przyszedł. Wnioskując ze słów pani Lou wczoraj też się nie zjawił. Żadnego smsa. Nawet krótkiej wiadomości. Nic. Kompletnie wypompowana zjadłam trochę jogurtu z owocami leśnymi i chwytając książkę od historii owinęłam się kołdrą. Dwie godziny czytania w kółko tego samego.. Przy ostatnich zdaniach powieki odmówiły mi posłuszeństwa i zasnęłam z podręcznikiem przy głowie.

Dudnienie w szyby rozchodziło się po całym pokoju. Podniosłam się z łóżka czując jak ciuchy krępują każdy mój ruch. Trąc oczy weszłam do łazienki i nalewając daktylowego płynu do wanny czekałam aż napełni się gorącą wodą. Namydlając każdy centymetr ciała z dziwnym uczuciem spoglądałam na wewnętrzną stronę lewej ręki. Zamknęłam oczy spłukując szampon i obraz szatyna od razu rozlał mi się po głowie. Włosy miał zawsze delikatne.. nieziemsko miękkie w dotyku. Jego mięśnie i tatuaże budziły błysk w moich oczach. Wyglądał groznie, a gdy się złościł miałam wrażenie, że żyły wyjdą mu spod skóry i już nigdy nie wrócą na właściwe miejsce. Jego język sunący po wargach i światło odbijające się w nawilżonym naskórku. Ubierając się spojrzałam na zegarek. Zostało mi pół godziny do rozpoczęcia zajęć. Podchodząc do szafy patrzyłam na ubrania, które były podzielone kolorami. Jasne rzeczy odpadały, wzory też nie były odpowiednie. Nie miałam dużo bardzo ciemnych rzeczy. Zostały mi typowo jesienne kolory. Bordowa marynarka i zgniło zielona koszula nie były aż tak „nieprzyzwoite”. Wybrałabym którąś z czarnych sukienek gdyby nie ulewa. Nałożyłam trochę pudru i tuszu. Nie było mowy o kreskach ze względu na czas. Rozpuszczając włosy zeszłam do kuchni po parę mandarynek i chwytając za przezroczysty parasol zamknęłam drzwi. Tym razem nie rozglądałam się za charakterystycznym wozem. Uświadomiłam sobie, że zwyczajnie olał szkołę a ja jestem kompletną idiotką skoro mi na nim zależy. Siadając przy oknie chwyciłam w rękę ołówek i zaczęłam rysować zmyślną sukienkę na ostatniej stronie zeszytu. Dzięki Bogu miałam podzielną uwagę i nie musiałam wpatrywać się w Collinsa by wyłapywać najważniejsze informacje. Lekki hałas i szuranie butów sprawiło, że podniosłam wzrok znad pocieniowanej kartki. Aż za dobrze znałam te buty i specyficzny chód. Chłopak odsunął krzesło obok mnie i usiadł szepcząc coś pod nosem. Nie musiałam długo czekać, a mały świstek białego papieru wylądował tuż przy rysiku mojego ołówka.

Cześć. Jesteś na mnie zła?

Nie. Nie wiem.

Jak to nie wiesz?

Nie dawałeś znaku życia od kilku dni. Myślałam, że dałeś sobie już spokój.

Spokój? Z czym? Z tobą?

Tak.

Nie. Miałem sprawę do załatwienia. To wszystko.

Collins się patrzy.. jeśli chcesz kontynuować tę rozmowę bądź przy mojej szafce.

Będę.

Popatrzył na mnie z lekkim uśmiechem, a po chwili wpatrywał się w tablicę z zaciśniętymi wargami. Patrzyłam na nie z boku i dostrzegłam duże rozcięcie. Cholera. Pobił kogoś? Moje zamyślenia trwałyby o wiele dłużej gdyby nie nauczyciel, który zakomunikował wyciągnięcie kartek.

-Kurwa. No chyba nie! – Justin przeklnął półgłosem rzucając Collinsowi jedno z tych spojrzeń przepełnionych wściekłością. Dał nam 5 rozbudowanych pytań i 15 minut na odpowiedz. Z trudem przypomniałam sobie te kilka rozdziałów czytanych wczoraj aż do zaśnięcia. Mimo małej dezorientacji odpowiedziałam na wszystkie pytania. Justin podpisał tylko kartkę i rzucił mu ją na biurko gardząco prychając. Przełknęłam ślinę. Nie chciałam by był w złym nastroju, miałam go zapytać o to, co robił w tamtych dniach. Wybierając książki na francuski kątem oka widziałam jak zbliża się do szafki. Gdy przechodził wszyscy usuwali mu się z drogi lub unikali jego ciemnych oczu.  Lewą ręką oparł się o drzwiczki zamykając je z trzaskiem. Parę osób się obejrzało, ale widząc jego sylwetkę od razu odwrócili wzrok zajmując się własnymi sprawami. Jego dłoń była nad moją głową, co sprawiało, że czułam się trochę osaczona. Patrząc na mnie szukał czegoś, czego właściwie chyba nie znalazł bo chwycił mój podbródek unosząc go do góry. Chcąc nie chcąc musiałam spojrzeć mu w oczy które przysłoniła ciemna mgła. Był wkurzony…

-Chciałam tylko zapytać y..co ci się stało w wargę? – Tak naprawdę wolałabym nic nie mówić, ale wiedziałam, że gdybym nie zrobiła pierwszego kroku on zapytałby o coś na co nie umiałabym znaleźć odpowiedzi. Justin natychmiast oblizał usta krzywiąc się nieco.

-Nie mogę ci powiedzieć. Poza tym co cię to interesuje?- Błysk w jego oczach nie wróżył dobrego zakończenia rozmowy.

-Martwię się o ciebie, ale jeśli uważasz to za kurewsko wkurwiające to może już sobie pójdę. – Zdenerwowana zrobiłam krok w lewą stronę. Poczułam dłoń ściskającą mnie w talii. Odwracając się odepchnęłam go, a po kilku sekundach usłyszałam głosny syk.

-Kurwa. – Trzymał się za rękę, jego zmarszczone czoło i rozchylone usta sprawiły, że coś uwięzło mi w gardle.

-Przepraszam. Ja nie wiedziałam. Ja..

-Spierdalaj. –Syknął. Wyłapując jego wzrok cholernie się przestraszyłam. Mordercza czerń zalała jego tęczówki a brwi ściągnęły się w jedną linię. Poprawiając książkę w dłoni ruszyłam szybkim krokiem znikając w tłumie wychodzących ludzi z klasy biologicznej. Co to miało być? Czy on sobie kurwa myśli że jestem jasnowidzem i domyśliłam się że przyjebali mu akurat tam? Żałosny sukinsyn. Spieprzył mi humor do końca dnia. Cieszyła mnie myśl, że dzisiaj środa. Nie musiałam go już oglądać. Przez następne cztery godziny, czułam jak złość krąży po całym moim ciele. Parkując w garażu z zadowoleniem stwierdziłam, że jeśli już nie pada, to będę mogła wieczorem pobiegać. Przynajmniej tak się odstresuje i zapomnę o tym bipolarnym skurwielu. Minęła 8pm kiedy zadzwonił telefon.

-Alex jestem w Atlancie. Przyjadę w piątek. Jutro przychodzi gosposia, więc zajmie się domem. Jakby co wyślij mi smsa. Pamiętaj kocham cię. – Jego zachrypnięty głos w zupełności mi wystarczył. Zostałam sama. Znowu. Nie miałam o to wielkich pretensji. W sumie od śmierci mamy było mi dziwnie przebywać z nim sam na sam. Nie miałam z nim żadnych tematów do rozmów prócz szkoły i tego, o co on mnie zapytał. Bałam się mówić czegoś, co by nam obojgu o niej przypomniało. Wkładając bordowe vansy, przez głowę przemknęły mi wydarzenia z domku na drzewie. Zmarszczyłam brwi na samą myśl, że prawie mu się oddałam. To było cholernie głupie.

-Widzisz? Mogę robić z tobą co chce mała. – Jego szept dźwięczał mi w głowie, przypominając jak łatwo mu uległam. Moje samozaparcie sięgnęło dna. Zamknęłam bramę i ruszyłam przed siebie ze słuchawkami na uszach. Biegłam już dobre 20 minut docierając do ostrego zakrętu. Zamykając oczy starałam się wyrównać oddech. Szarpnęło mną. Ktoś mocno złapał mnie od tyłu i przyciskał do siebie z taką siłą, że myślałam, iż zmiażdży mi żebra. Nie zdążyłam krzyknąć bo napastnik przyłożył mi coś do ust. Wierzgałam nogami i próbowałam się wyrwać dopóki mgła nie przysłoniła mi ciemnej ulicy. Łza popłynęła mi po policzku a ostatnie co poczułam to paraliżujący strach.