piątek, 19 września 2014

47. Dobranoc.

https://www.youtube.com/watch?v=fedoBwbxcBA 

-Myślałem, że wybrałaś jego..-Przycisnął ją z całej siły. Panicznie bał się, że w każdej chwili może rozpłynąć się w powietrzu. Nie mogła złapać tchu przytwierdzona do jego klatki piersiowej. Deszcz spływał po nich strugami zostawiając ślady, które migotały w blasku lamp. Oddychali nierówno kaszląc co jakiś czas. Trwali przy sobie dłuższą chwilę i żadne z nich nie chciało oddalić się choć na pare milimetrów. Chłopak gładził jej mokre, splątane włosy, szepcząc coś w przestrzeń. Szum deszczu zakłócał każde jego słowo. Ostre światło latarki wymierzone w twarz bruneta sprawiło, że musiał odsunąć ją od siebie. Mrużąc oczy dostrzegł przysadzistego policjanta zmierzającego w ich stronę. Sygnał karetki sprawił, że oboje zasłonili uszy, gdy ta wjechała na podjazd rezydencji.
-Czy to pani jest córką właściciela?-Przystanął tuż przed nimi z parasolem w ręce.
-Tak. Ojciec wyjechał. Rozumie pan, ważne spotkanie służbowe.-Dziewczyna zbliżyła się do chłopaka trzęsąc się z zimna i pociągnęła nosem.
-Tak. Dobrze. Najlepiej byłoby jeśli nie nocowałaby pani w domu, musimy dopełnić wszystkich procedur.  Rozumiem, że ma się pani u kogo zatrzymać.-Łypnął okiem na bruneta, był pewny, że widział go już pare razy w kilku kartotekach.
-Oczywiście, niech się pan o nią nie martwi. O której mamy się stawić na komisariacie?
-Najlepiej z samego rana.-Poprawiając i tak mokrą koszulę policjant spoglądał na wychodzących ratowników medycznych. -Muszę już iść, dobranoc.-Odwracając się napięcie podbiegł do radiowozu. Dziewczyna z uśmiechem popatrzyła na bruneta i pociągnęła go w stronę auta.
-Justin otwieraj, jeszcze chwilę i dostane zapalenia płuc.
                                                         *
Gdy tylko zamknął za nią drzwi znów wpadła w jego ramiona. Znów mogła poczuć ciepło bijące od jego nagiej skóry, gdy szybko ściągnął lepiący się biały t-shirt. Jego zapach przesiąknięty uderzająco sexownymi perfumami.. Jego ciężki oddech o zapachu mięty z domieszką nikotyny. Wszystko było tak jak dawniej. Tylko oni- zupełnie inni. Ich wnętrza tętniły niesamowitym uczuciem, którego nie można opisać. Jego usta tak pełne i wilgotne wpiły się w jej suche wargi oblane kroplami łez. Przesunęła dłonią od pleców aż do karku mierzwiąc końcówki jego mokrych kosmyków. Stykając się czołami patrzyli sobie prosto w oczy, mrużąc je tylko po to by rozprowadzić łzy.
-Oszalałem bez ciebie Alex. Jesteś dla mnie wszystkim, bez Ciebie nic dla mnie nie istnieje. Nawet ja sam.-Gładził kciukami jej zimne, czerwone policzki. Kosmyki poskręcanych włosów okalały jej twarz. Uśmiech na jej ustach wynagrodził mu wszystkie cierpienia. Patrzyła na jego mocno zarysowaną szczękę,krzaczaste brwi, kształtny nos i toń, teraz ciemnych, mocno brązowych oczu.
-Myślałam, że dzięki Jace'owi zapomnę o tym wszystkim, zapomnę o Nas. Ale każdego dnia, każdego dnia myślałam o Tobie, nie mogąc niczego wymazać. Żadnej chwili, żadnych emocji. Pogładziła palcami po jego policzku. Chwytając jej dłoń przysunął ją do swoich ust i najdelikatniej jak tylko można musnął każdy opuszek.
-Nigdy więcej Shawty.
-Nigdy więcej Jet.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Omg, przepraszam za tę straszliwą nieobecność, ale zaczęłam nową szkołę i uwierzcie mi, mam tyle spraw na głowie, że z niczym nie mogę wyrobić ;c Rozdział krótki, ale to dopiero "początek", dziękuję jeśli nadal przy mnie będziecie. ;'

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

46.W myślach.

-Musisz coś z tym zrobić. Z sobą. Nie poznaje cie Justin. To zupełnie cię wykończy. Nie możesz się poddać, tylko dlatego, że znalazła sobie innego. Nie wierzę, że nic już do ciebie nie czuje. Za dużo razem przeszliście.- Za dużo. Max usiadł obok mnie i czekał na moją reakcje. No tak. Zajebiście. Niby co mam zrobić? Zastrzelić tamtego, podejść do Alex i rozkazać by była ze mną? To chore. 
-Nie będę pchał się w jej życie, jeśli już w nim nie istnieję. Zrozum, ja nie chcę jej znowu zranić.-Popatrzyłem na niego ze zrezygnowaniem w oczach. Już nie wiedziałem co niby jeszcze mógłbym... Chyba było już za pózno..
-Nigdy nie jest za pózno!(Skurwiel czytał mi w myślach). Jedz do niej i spytaj! Spytaj ją prosto w twarz czy naprawdę tak cie nienawidzi. Jeśli potwierdzi usuniesz się w cień.- Poklepał mnie po ramieniu, z pocieszającym uśmiechem na ustach. Miałem ochotę  go wyściskać, ale nie. Nie jestem gejem. W żadnym wypadku. Poderwałem się z miejsca i wybiegłem z pokoju, chwytając kurtkę. Musi wyznać mi prosto w twarz, to jak bardzo nic dla niej nie znaczę. Wtedy będę mógł wyjechać. Zacząć od nowa. Gdzieś daleko stąd. 
Światło lamp iskrzyło się jak sztuczne ognie rozświetlając drogę, którą tak dobrze znałem. Nie obchodziło mnie czy jej ojciec będzie w środku, miałem go daleko w dupie, mógł nawet wzywać gliny. Nie przejąłbym sie za bardzo. Brama była zamknięta, ale na podjezdzie stał jakiś samochód. Od razu pomyślałem, że to jej. Wszedłem po murze, zupełnie jak za dawnych czasów. Naciskając klamkę frontowych drzwi byłem już pewny tego co właśnie robię. Wchodząc do holu usłyszałem krzyk. Ciśnienie natychmiast mi podskoczyło a gdy wpadłem do jej pokoju, zastygłem w bezruchu, nie mogąc uwierzyć w to co widzę. 
Alex's Pov 
Myślałam, że strzeliła, ale to był huk kopniętych drzwi. Nie mogłam przełknąć śliny, widząc jak był wstrząśnięty. Jego oczy były wszędzie, wpatrywał się to we mnie, to w Jace'a. Ale te wariatke już spalił wściekłym spojrzeniem. Wiedziałam co może się stać. 
-Puść ją Cam!!-Jego głos uderzył we mnie jak w grom, a ona poluzniła uścisk na pare sekund. Myślałam że mnie wypuści, ale przycisnęła mnie jeszcze bardziej. Nie mogłam się ruszyć..
-Justin. Co za niespodzianka! Widzisz? Zlikwiduje te szmate i już nic nie stanie nam na drodze, dobrze kochanie?-Patrzyła na niego maniakalnym wzrokiem, a jej uśmieszek wydawał sie przerażający. 
-Co ty pierdolisz Cam, co? Puść ją natychmiast!-Zbliżył się o krok, a ja natychmiast poczułam świdrujący spust na skroni. Szukałam Jace'a, ale nie było go w zasięgu wzroku.Tak cholernie się bałam..
-Przestań kochanie. Nie krzycz na mnie! Wolisz tą dziwke ode mnie? Co ty w niej widzisz!? Jest dobra w łóżku? Gwarantuje, że mogę być milion razy lepsza!- Był coraz bardziej czerwony na twarzy, a żyła na jego szyi uwydatniała się z każdą chwilą. Minęło kilka sekund od jej ostatniego słowa, ale one dłużyły się jak długie godziny.
-Cam, skarbie, wypuść te suke. Możemy być razem, tylko ją puść. Chcesz ją mieć na sumieniu? Po co nam psy na karku. Będziemy wolni, wyjedziemy z tego pieprzonego miasta.. No i jak? Wchodzisz w to Shawty?-
Dawno nie słyszałam tego słowa z jego ust. Tyle, że wypowiedziane do innej dziewczyny brzmiało cholernie inaczej. Gorzej.. Upadłam na podłogę, a ona wpadła w jego ramiona. Jace nawet nie odważył się do mnie podejść. Czułam się jak ostatni śmieć, którego nikt nie potrzebuje.
Łoskot broni i teraz obie leżałyśmy niecałe dwa metry od siebie. A ja zrozumiałam, że... on mnie uratował. Gdy pomógł mi wstać znów zobaczyłam w jego oczach to troskliwe spojrzenie. Czekoladowe oczy, które zawsze wzbudzały we mnie to samo uczucie.. były pełne nadziei.
Jace zbliżył się do mnie i teraz stali obok siebie... nie widząc siebie nawzajem. Dopóki nie wpadłam w jego ramiona. I nie schowałam się za burzą złotych kosmyków. Słyszałam policyjne radiowozy i jego szybkie kroki na schodach. Skończyłam rozmawiać z Jace'm i wybiegłam mając nadzieję, że zdążę. Nie zatrzymałam się nawet wtedy gdy policjant próbował zatrzymać mnie w drzwiach. Deszcz lał strugami kiedy ścisnęłam go z całej siły. Jego kurtka była zimna i mokra, ale nie zamierzałam tak łatwo odpuścić. Nie czekałam ani chwili dłużej. Nasze usta zetknęły sie z sobą dokładnie o 23.23 - to nie mógł być żaden pieprzony przypadek :)

niedziela, 10 sierpnia 2014

45.Z nim?

"Musisz się pozbierać, jak kawałki rozbitego serca w twoim wnętrzu, nie możesz odpuścić".

-Hej skarbie.-Jego pocałunek był namiętny, ale ja nie mogłam tego odczuć tak jak chciałam. Wszystko przez tego cholernego Biebera. Robiłam dobrą minę do złej gry.  To nie w porządku. Zachowywałam się jakbym nieustannie miała okres. To mnie powoli wykańczało. Chciałam o nim zapomnieć, spędzić jak najwięcej czasu z Jace'm.. ale gdy tylko zamykałam oczy On porywał całą moją duszę przywołując najpiękniejsze wspomnienia. Czułam się podle w stosunku do Jace'a bo cały czas myślałam o Bieberze. Moim pocieszeniem było jedno: nie zobaczę go już nigdy więcej. Hartford to duże miasto, a JC nie obraca się w takim towarzystwie jak On. Nie wspominając już o szkole, bo ją sobie kompletnie olał. I właśnie w tym momencie zobaczyłam go na korytarzu z torbą przewieszoną przez ramie, z której wystawał plik zeszytów. Myślałam że mam omamy. Chciałam się zwyczajnie roześmiać. Co on jaja sobie ze mnie robi? What the fuck, ja się pytam!? Minął nas, a ja miałam ochotę powiadomić Jace'a że ten koleś wygląda zupełnie jak Bieber, ale powstrzymał mnie uścisk jego dłoni. Wtedy dotarło do mnie, że to nie figle mojej "dobrze poukładanej głowy". To był Justin Bieber we własnej osobie a Jace'owi się to cholernie nie podobało. 
-Co masz teraz?
-Historie. 
-Z nim?-Popatrzył na mnie, a ja bałam się odpowiedzieć. Kompletna głupota. 
-Tak. I proszę cie nie patrz tak jakbym miała iść na rzez bo on będzie w tej samej klasie. Nie zacznie strzelać do wszystkich i nie wezmie zakładników. Wyluzuj.-Poklepałam go po torsie i ruszyłam w stronę drzwi. Na szczęście nie ruszył za mną z kamizelką kuloodporną... Tylko tego by brakowało. Usiadłam w ostatniej ławce. Tak to ten pamiętny mebel, który sprawił, że dostałam zawału kiedy po wylądowaniu na ziemi i salwach śmiechu zrozumiałam, że gość obok to ten sam który pare dni wcześniej groził mi spluwą.. Fuck. Fuck. FUCK. Znowu on. To się robi wkurwiające. Serio. No tak. A miałam nie przeklinać. Koniec z pustymi postanowieniami.. Nie zauważyłam, że od pięciu minut trwa lekcja i wszyscy patrzą na mnie jak na wariatke.. Dość tragicznie krępujące. 
-No więc? Panno Lautner doczekamy się odpowiedzi?-Nauczyciel patrzył na mnie jak na skończoną idiotkę, która nigdy w życiu nie dotykała podręcznika od historii. Gdybym chociaż wiedziała jakie pytanie mi zadał...
-Jest to dar narodu francuskiego upamiętniający przymierze obu narodów w czasie wojny o niepodległość.-Spojrzałam w stronę z której dochodziła odpowiedz. Wmurowało mnie w tą pieprzoną ostatnią ławkę. Jak on mógł odpowiedzieć!? Przecież nie było go miesiąc! Nie uczył się, znając go, nawet przez chwile nie pomyślał o szkole a tu.. leci ze zdaniami wyjętymi z książki!? Coś jest nie tak. Chyba za dużo ostatnio wypiłam. Zielona herbata zaczyna mi szkodzić...
-Jeśli panna Lautner dalej będzie rozmyślać o swojej miłości może ją to drogo kosztować.-Ten jego potępiający uśmieszek.. Mało brakowało i szlag by mnie trafił. Przez wszystkie miesiące nauki w tej szkole zawsze byłam przygotowana.. Zamyśliłam się raz czy dwa a on mi wyjeżdża z takim tekstem? Błagam. Ten dzień to jakiś cholerny paradoks. Wszyscy mogli być przeciwko mnie ale nie nauczyciele! I to mój ulubiony profesor.. Przez resztę lekcji Bieber zdążył zarobić punkty za aktywność i ocenę bardzo dobrą za kilka barwnych odpowiedzi. To jakiś koszmar. Chce mi zrobić na złość!? Dlatego zgłębił cały materiał o wojnie niepodległościowej? Nie wiem co chciał uzyskać ale chyba mu się udało. Wyszłam jako pierwsza i omal nie uderzyłam Jessici w twarz, gdy chciałam dobitnie trzasnąć drzwiami. Zanim skończyłam ją przepraszać na horyzoncie pojawił się Jace. 
-I jak? Wszystko dobrze?
-Nie! Nie dobrze! Wręcz przeciwnie! Gdybym miała jeszcze choćby jedną lekcje z tym.. tym.. sukinsynem to przysięgam ci, że dałabym mu w twarz!- Krzyczałam już na pół korytarza, a mój oddech był tak płytki, że musiałam natychmiast gdzieś usiąść. 
-Chodz do bufetu. Zjesz coś i opowiesz mi co się stało, hmmm?- To było dziwne. Nie przyzwyczaiłam się jeszcze do jego charakteru. Justin od razu dopytywałby co się stał,o na wpół wściekły i zmartwiony, a ręce dygotałyby mu ze świadomości tego, że nie było go przy mnie. A Jace? On po prostu zaproponował mi bufet. Zbyt banalne posunięcie. Nie miałam na nic ochoty. Tym bardziej na siedzenie w najgłośniejszym miejscu w szkole... 
-Pójdę do toalety.-Nazbyt mocno wyszarpnęłam moją dłoń z jego. Teraz to sobie miałam ochote strzelić w twarz. Nie powinnam tak postępować, ale.. To ponad moje siły. Nie wiem co robić. 
Justin's Pov
Szła korytarzem, a łzy ciekły jej po policzkach. Usilnie próbowała to zamaskować, ale ja i tak widziałem swoje. Chciałem podbiec do niej i przytulić jej ciało z całych sił. Nie mogłem. I to sprawiało, że znów czułem się słaby.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~`
Jeśli przeczytałaś ten rozdział, proszę postaw choć kropkę w komentarzu. Chcę wiedzieć czy mam wgl dla kogo pisać ich dalszą historię.

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

44.Problem.

Dziewczyna popatrzyła na niego smętnym wzrokiem. Był wyraznie wychudzony. Podkrążone oczy i sine plamy na rękach sprawiły, że zrobiło jej się przykro. Nie mogła niczego cofnąć ani naprawić. A może nie chciała...
Czuł jak krople potu spływają mu po plecach a napięcie rosło z każdą sekundą trwania w gęstej ciszy.
-Przyszłam po swoje rzeczy..- Nerwowo bawiła się rękawiczkami unikając jego spojrzenia. Zabolało go to bardziej niż myślała. Chciał zaprosić ją do środka ale cofnęła się o krok. Dając do zrozumienia, że nie chce się do niego zbliżać. Została sama na korytarzu gdy on machinalnie ruszył ku sypialni. Bez cienia emocji podał jej duży, czarny worek. Czekał aż odejdzie, a ona nie mogła się nawet poruszyć. Coś kazało jej tam stać i patrzeć.. na to jak on cierpi. Każdy oddech sprawiał mu trudność, a ciało wspierało się o kawałek ściany. Oboje usłyszeli czyjeś kroki. Ktoś biegł po schodach. Odwracając się za siebie ujrzała wysokiego blondyna, który odetchnął z ulgą na jej widok.
-Jakiś problem Al?- Szatyna wmurowało w ziemię. Myślał, że tylko dla niego zarezerwowany był ten skrót. Nie wiedział jak grubo się mylił.
-Nie. nie wszystko w porządku Jace. Już idę.- Dziewczyna jak najszybciej chciała opuścić to miejsce. Było jej wstyd. Cholernie wstyd za to, że on musiał widzieć jej nowego chłopaka. Ale z drugiej strony to jak ją potraktował. To się nie liczyło? Oczywiście, że tak. Chyba nie myślał, że o wszystkim zapomniała, a teraz przyszła, żeby wpakować mu się do łóżka na przeprosiny... Nie zostawił jej wyboru, a Jace był zupełnie inny.
Schodząc po schodach zdążyła uchwycić jego spojrzenie. Pełne rozczarowania i bólu. Gdzieś w głębi serca czuła, że gra trochę nie fair.. a może to tylko złudzenie?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nowa postać:
                                                                 Jace Lee, 19

sobota, 2 sierpnia 2014

43. Zły dzień.

Justin's Pov 
"In that moment was so hard for me to breathe
You just took away the biggest part of me, yeah
Life is so unpredictable, yeah
Never thought a love like yours
Would leave me all alone
Oh no

You didn’t waste any time
Like you had already made up your mind
No sympathy
Cause I was out of line..


It was a bad day..."

https://www.youtube.com/watch?v=gotEw1JrByY 

Nie mogłem odpowiedzieć na pytanie które mój umysł zadawał sobie każdego dnia, w każdej godzinie, minucie, sekundzie.. 
Wiedziałem, że zrobiłem coś strasznego. Coś czego nie można wytłumaczyć. Usprawiedliwić. Coś co zaliczało mnie do przegranych. Spieprzyłem to na czym mi najbardziej zależało. Nie zasługiwałem na jej miłość. A w tym momencie nie zasługiwałem nawet na pogardę. Stałem się nikim. Nic nie znaczącym śmieciem. Tamten wieczór był zupełnie niewybaczalny a ja miałem tego świadomość. I chyba właśnie to było najgorsze... 
Zły dzień, który na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Jak znamie, które nigdy nie znika. Każda noc od tamtej pory wygląda podobnie. Monotonność wkradła się do mojego życia jak niechciana powłoka ciemności. Koszmar cały czas ten sam, nieustannie sprawiał mi ból. Zlany potem siadałem na łóżku nie wiedząc co mam robić. 
Bezradność. Moje drugie imię. 
Byłem coraz bardziej wyczerpany i obojętny na wszystko co działo się wokół mnie. 
Minął miesiąc a ja nadal tkwiłem w mieszkaniu przesyconym zapachem nikotyny. Nie myślałem..
że to był koniec. Sam nie wiem. Wszystkie moje emocje stały się nikłe. Jak mgła. Tylko w nocy odczuwałem je wszystkie naraz. Bałem się zasnąć...Nie mogłem myśleć o niczym innym.

O nikim innym...
Jej szept. Słyszałem go wszędzie. Jakby wyłaniał się z każdego mojego oddechu. To cholerne, palące uczucie którego nie mogłem się pozbyć. Każda komórka mojego ciała była bliska rozpadu. Moje wnętrze było wypełnione wszystkim co złe. Nie potrafiłem sobie z tym radzić. To wykańczało, jak powolna, bolesna:
śmierć. 
Myślałem o niej wiele razy.. 
Uwolniłaby mnie od wszystkich problemów. Była jak wolność, której doświadczałem tylko przy niej.. 
Dzwonek do drzwi obudził mnie z transu. Teraz zauważyłem, że przez cały ten czas grałem na gitarze. Znów ten wysoki dzwięk podrażnił mi uszy. Odkładając gitarę powlokłem się ku niemu. Max znów chce mnie gdzieś wyciągnąć. Josh kazał mnie dostarczyć do domu. Jadą na akcje i jestem potrzebny.. 
Gdy otworzyłem drzwi skóra na moich policzkach zapłonęła jak pochodnia. Jej szklane oczy spotkały się z moimi. Przez zaciśnięte wargi zdołałem wyszeptać tylko jedno zdanie.
-Tak mi przykro Al....

niedziela, 27 lipca 2014

42. Pytania.

Alex's Pov
Chaos. Zaczął ogarniać mój umysł, jak mgła ogarnia przestrzeń o poranku. Nie wiedziałam co mam czuć. Nienawiść - nie wiem czy na nią zasługiwał. Złość - nie byłam w stanie jej z siebie wydobyć. Smutek - za dużo było go wcześniej. Więc co miałam czuć? Nic? Patrzyłam na niego tak jak więzień patrzy w ścianę celi. Czułam metaliczny posmak w ustach i nadal trwałam w bezruchu. On? Mówił coś czego nie mogłam słyszeć. Bezgłośnie. Wylewał na mnie wszystkie złe emocje, nawet te z dalekiej przeszłości. Nadal trwałam. Splunął mi w twarz i odszedł. Powoli. Nie odwracając się ani razu.
Idąc po schodach modliłam się by ojciec nie wyszedł z sypialni. W korytarzu zobaczyłam swoje lustrzane odbicie. Stałam tam blada, tak jakbym niedawno umarła.
Umarłam. Wiedziałam, że coś we mnie zgasło. Płomień w moim sercu zamienił się w resztki dymu, który uchodził wraz z Nim.
                                                                 *
Sylwestra spędzałam sama. Nie chciałam być wśród tłumu uradowanych znajomych. Z muzyki czerpałam pocieszenie. Czy jakkolwiek można to nazwać. Przeglądałam tysiące zdjęć na stronach internetowych. Oglądałam setki vlogów. Piosenki słuchałam tylko jednej. Cały czas tej samej.

"I wanna dream what you dream
Go where you're going
I only have one life
And I only wanna live it with you
I wanna sleep where you sleep
Connect with your soul
The only thing I want in life
I only wanna live it with you
Oh yeah, oh yeah
I only wanna live it with you
Only wanna live it with you..."


https://www.youtube.com/watch?v=vzvz7Un0cic 

Słyszałam jego głos. Jakby był przy mnie cały ten czas. Wiedziałam, że to tylko złudzenie, ponieważ On nie zrobił nic. A ja nie mogłam odpowiedzieć na Jego pytania..
 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Oh.. Kochane przepraszam Was bardzo za tą przerwę, ale naprawdę nie miałam czasu na ten rozdział. Musiałam znów do niego "dojrzeć".. Choć ten miesiąc. Mam nadzieję, że mi wybaczycie i nie zniechęcicie aż tak bardzo. Ze względu na to, że jestem już po obozie będę dodawać conajmniej co tydzień :*

sobota, 21 czerwca 2014

41. Sam.

                         https://www.youtube.com/watch?v=f4R7Lk44AzU

-Muszę iść. Powiedziałam ojcu, że będę wieczorem i.. muszę być.-Zmierzwiła jego włosy, a on spojrzał w jej oczy ze zrozumieniem. Zamknęli za sobą drzwi i w milczeniu podążyli do samochodu. Na zewnątrz było wyjątkowo spokojnie. Tylko płatki śniegu powoli wędrowały ku ziemi. Cisza panowała w samochodzie, jakby jechali sami. Sami z sobą.. pogrążeni w myślach. Wpatrywali się w pustą drogę...
-Gdzie będziesz?-Spojrzała na niego z głębokim smutkiem. Nie chciała by był sam. Wiedziała jak to na niego wpływa. Chciała by był z nią, ale to nie było możliwe..
-W domu chłopaków. Jak zawsze.-Jego odpowiedz była spokojna, wpadała w przestrzeń niczym jej nie zakłócając. Monotonna. Samotna. 
-Będziesz sam?- Nie odpowiedział, zacisnął palce wokół kierownicy i zatrzymał samochód na podjezdzie. Ich pocałunek był pozbawiony jakichkolwiek uczuć. Choć chciała by wyrażał jej smutek, chciała przekazać mu cząstkę siebie. Podążyła ku oświetlonej bramie słysząc tylko warkot oddalającego się silnika. Zaciskając powieki dała ujście łzom. Spłynęły po jej zimnym policzku, a ona otarła je dopiero przy stole. Nie umiała przeżyć tych świąt bez mamy.. bez niego.. tylko z ojcem. Była sama. Tak jak on. Ale nie potrafiła się do tego przyznać. 
Tak bardzo chciała być teraz z nim, dać mu prezent, obejrzeć film... Widelec, który wędrował z talerza do jej ust.. sama nie wiedziała co zawierał. Jadła tylko po to by sprawić ojcu jakąkolwiek przyjemność. Wiedziała, że zamówił je specjalnie dla niej. On też chciał by ten wieczór przypominał wigilie, które przeżywali razem z mamą. Spojrzała na niego i dostrzegła coś czego wcześniej nie chciała widzieć. Podchodząc otarła jego łzy. Płakali razem, przytuleni do siebie. Ojciec z córką. Tak... jak nigdy. 

*
Rzucił kurtkę na skórzany fotel, a klucze brzęknęły o kuchenny blat. Oparł się o niego nie wiedząc co ma robić. Znów został sam. Jego uczucia zamieniały się w lód. Frustracja, którą czuł odbierała mu świadomość. Myślał tylko o tym. Samotny,smutny i pełny goryczy. Jej fale zalewały jego umysł podsuwając różne wyjścia. Wyjścia z tego świata w którym teraz nie chciał istnieć. Uderzając pięścią w przeciwległą ścianę poczuł promieniujący ból. Potem nie czuł już nic. Wszystko stało się płynne, takie same. Obolałymi dłońmi sięgnął po jedną z paru pigułek leżących w listwie podłogowej. Zacisnął szczękę i gniotąc ją wsypał zawartość do drżących ust. Butelka wódki roztrzaskała się o schody nie mogąc zagłuszyć jego krzyku. 

*
Wyszła zamykając za sobą drzwi najciszej jak tylko mogła. Wyrzuty sumienia nie dawały jej spokoju. Nie mogła zasnąć i tylko dlatego zobaczyła smsa. Czekała na niego. Chciała wiedzieć czy wszystko z nim w porządku. Z pośpiechu nie zdążyła nawet ubrać spodni.. Cienkie dresy od piżamy, kurtka i buty. Przerazliwe zimno uderzyło w nią i w jakiś sposób spotęgowało smutek. Zobaczyła jego sylwetke oświetloną lampą ogrodową. Przyspieszyła kroku chcąc jak najszybciej wtulić się w jego ramiona. Gdy się zbliżyła nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Okaleczone dłonie, chwiejące się ciało i wzrok którego nie poznawała. patrzył na nią rozszerzonymi zrenicami z pogardliwym uśmieszkiem. To nie był on, a ona nie zrobiła nic gdy zbliżył się i podniósł dłoń. Uderzenie sprawiło, że upadła w bok nie wiedząc co właśnie zrobił. Dopiero po chwili usłyszała jego szept i poczuła jak pali skóra na jej policzku.