piątek, 30 maja 2014

39. Jak to jest..

Alex's Pov 
Czułam się dziwnie. Jakby otaczała mnie pustka. Z jednej strony wylatywało światło, z nicości. Nie umiałam określić skąd się bierze. Nie wiedziałam czy jest ciepłe czy to po prostu promienie, które chciały mnie w pewny sposób otoczyć. Mój umysł był przytłoczony.. ale to konkretne uczucie powodowała druga strona, ciemna i gęsta. Wilgotna maź pełna bólu i strachu. Pot który spływał mi po plecach i dreszcze.. wszystko wywoływało spazmatyczny płacz w moim wnętrzu. Jakbym wiła się w ostatnich tchnieniach pożerana przez coś, czego zupełnie nie mogłam określić. Coś przerażającego, niepojętego, niedostrzegalnego przez ludzki umysł. Przez umysł żadnej istoty. Skołowanie i napięcie odczuwałam boleśnie poprzez wszystkie komórki mojego nędznego ciała. Serce biło mi szybko, ale kiedy mocniej zaciskałam powieki uspokajało się na chwilę, by pózniej znowu przyspieszyć. Byłam niewiarygodnie zmęczona. Nie fizycznie. Psychicznie chyba też nie. To było gdzieś głębiej, kryło się wśród moich zakamarków, do których nigdy wcześniej tak kurczowo nie zaglądałam. Przykuwało moje myśli, roztargnienie znikało i pojawiało się to czego nie mogłam opisać. Kiedy otwierałam oczy światło zlewało się z czernią tworząc jeden zwarty obraz. Oddychał miarowo w rozpostartej pościeli. Włosy zupełnie rozczochrane układały się w gęste kupki tu i ówdzie zawadiacko odstając. Każde pasmo było blado brązowe. Przypominające świeży karmel rozpuszczany na patelni z należytą troską i uwagą zapalonego mistrza. Mistrza który wiedział co robi, chciał stworzyć konkretne dzieło. Udało mu się. Cichy pomruk i przewrócenie na bok To już jedenasty raz w ciągu sześciu godzin. Tyle minęło odkąd wpiłam się w czarny fotel naprzeciwko łóżka. Czułam to znowu. Tym razem o wiele łagodniej. Uśmiech który powoli wkradł się na moją bladą twarz był całkowicie spontaniczny. W niczym nie przemyślany. Po prostu był. Patrzyłam na jego ciało. Idealne w każdym calu. Wszystkie proporcje zachowane należycie onieśmielały każdego kto mógł je dostrzec. Ja byłam tym szczęśliwcem, który mógł je podziwiać nie ponosząc żadnych konsekwencji. W tej chwili liczyła się tylko ta chwila. Mijająca w każdej sekundzie mojego pobytu. Blizny które obficie zdobiły jego brzuch postanowiły zabliznić się we mnie. Spróbowałam poczuć to samo co on. W zasadzie nie wiedziałam co czuł i bardzo chciałam wiedzieć. Słowa same wyszły z moich ust, zupełnie nie wiedziałam, że zadałam mu pytanie, cierpliwe, wytrwałe w czekaniu na odpowiedz.
-Jakby ktoś przebił ci nogę wielkim, rozgrzanym kawałkiem drutu kolczastego. Ale  na początku nic nie czujesz. Kiedy mija pierwszy szok nie możesz się ruszyć, to paraliżuje jak ogromny strach, którego nie można sobie wyobrazić. Potem czujesz jakby każda tkanka, mięsień, komórka paliły się niespożytym ogniem. Bez końca. Jakbyś umierała Al.- Podniósł się i kiwnął w moją stronę. Cicho położyłam się obok wtulając w jego szyję. -Dlatego nie chcę by coś ci się stało.-Objął mnie bardzo mocno jakby zamykając w pomieszczeniu bez drzwi i okien. Przestrzeń wypełniało ciepło bijące od niego jak wartki strumień. Dopiero teraz zrozumiałam dlaczego nazywają go Jet. Niczego takiego wcześniej nie doświadczyłam, czułam wszystko co było możliwe w tym samym czasie i bałam się, że ta mieszanka nie wpłynie na mnie dobrze. Wbijałam paznokcie w jego gładką skórę nie zdając sobie sprawy z tego, że cała drżę. Jego obecność sprawiała, że czułam się jak nieziemska istota, oddalona od zwykłych przyziemnych problemów szarej rzeczywistości. Świat w którym przebywałam nikł gdy traciłam go z oczu. On dawał mi to poczucie, szczęście i coś więcej. Radość z każdej sekundy która wydłużała się za każdym razem kiedy tonęłam w jego spojrzeniu. Był zagadką tak zawiłą, że musiałoby minąć wiele lat bym choć trochę się w nim rozejrzała. Bezpieczna. Tak czułam się teraz. Byliśmy tylko my. Dwie osoby, dwie dusze. Pragnęłam by to wszystko nigdy mnie nie opuszczało, nie przestawało być. Tylko tak odzyskiwałam wewnętrzny spokój. Poprzez jego bliskość i ciszę, która spowijała nas jak gęsta mgła. Kojąca jak krople wody. 
                                                           * 
Przepraszam za tak krótki rozdz... i za to że znów długo nie dodawałam. Mam nadzieję, że wyrazicie swoje zdanie o tym kawałku spisanego "papieru". W moim życiu wiele się zmieniło. Bardzo wiele. Uczucie które mi towarzyszą są częścią nowej podróży. Postaram się jak najszybciej napisać kolejny rozdział ich życia. Dziękuję za komentarze. Wiele dla mnie znaczą.


piątek, 16 maja 2014

38. Jest dobrze.

*Kilka dni pózniej*
-Nie, nie muszę chodzić do żadnego psychologa tato. Nie rozumiesz? Nie, nie jestem psychiczna. Wiem. Wbrew temu co piszą w gazetach i myśli pół szkoły. Cała. Tak cała. Jest dobrze. Nie zrobię tego więcej, Justin mi pomoże. Nie obchodzi mnie twoje zdanie na jego temat. Nie znasz go. Dobrze nie będę poruszać tego tematu dopóki jesteś w domu. Mhm, właśnie wyjeżdżamy. Jak to skąd? Ze szpitala.. musiałam odebrać rzeczy. Będę po 19.00 Pa.- Dziewczyna ze zmęczoną miną nacisnęła palcem na zimny ekran. Podając chłopakowi dużą torbę, westchnęła głęboko i mijając w drzwiach pielęgniarkę wyszła na korytarz. 
-Do widzenia!- Pulchna kobieta uśmiechnęła się życzliwie.
-Wesołych świąt.- Blondynka odwzajemniła miły gest i ruszyła pędem ku windzie. Gdy byli już w samochodzie odetchnęła z ulgą, jakby olbrzymi ciężar, który dzwigała jej podświadomość powoli się zmniejszał. 
-Gdy tylko przekroczymy próg mieszkania masz mi powiedzieć o co chodzi, dobrze?-Szatyn obdarzył ją niewyobrażalnie kochanym spojrzeniem. Przeczuwał, że to, co ona ma mu do powiedzenia nie będzie ani przyjemne, ani pocieszające. Wręcz przeciwnie. Czuł, że znów zaczną się problemy i znów nie będzie mógł spać spokojnie. Był cholernie zmęczony po kilku nieprzespanych nocach. Słaniał się na nogach jak chodzący duch i tylko myśl o tym, że jego dziewczyna doszła do siebie trzymała go wśród żywych.
-Tak, jeśli obiecasz się przespać. 
-Z tobą? Oh zawsze kochanie, gdzie chcesz.- Jego łobuzerski uśmiech sprawił, że dziewczyna musiała parsknąć śmiechem. 
-Mówiłam ci już, że jesteś okropnym zboczuchem?
-Chyba z 300 razy Pączuszku.-Sexownie oblizał usta, robiąc na końcu wielki dziubek. 
-Pączuszku?! Czy ty sugerujesz, że przytyłam!?-Blondynka zaczęła gwałtownie się obracać, bezskutecznie szukając choćby grama tłuszczu pod grubą, zimową kurtką. 
-Zwariowałaś? Al martwię się o ciebie. Przecież wiesz, że po tym szpitalnym jedzeniu nikt nie tyje i ty też wręcz przeciwnie. Prócz piersi wszystko ci jakoś tak... zmalało.-Jego wzrok wędrował po jej niespokojnej twarzy od warg aż po czubek czoła.
-Jedyną moją zaletą jest to, że cokolwiek bym nie zrobiła piersi mam takie same.-Pokiwała głową z zadowoleniem. 
-I tak ma być.-Chwytając ją za ręce,lekko ucałował jej spierzchnięte usta. Po chwili, która dla dziewczyny trwała wieczność oderwał się od niej i ruszył z ośnieżonego parkingu. Na ulicach widać było wielu Mikołajów, bazarki z jemiołami, choinkami i bombkami, a wystawy sklepowe uginały się pod wszelkimi rodzajami prezentów. Tych typowo świątecznych i tych nowoczesnych. Dzwięki dzwoneczków i jakiś chór który śpiewał kolędy na rogu ulicy. To było coś pięknego, jedynego w swoim rodzaju. Wychodząc z windy oboje znajdowali się w innym świecie. Chwilowo żadne z nich nie myślało o sprawach przyziemnych, błahostkach i ludzkich problemach. Odpłynęli.. a powrócili do siebie dopiero gdy razem usiedli na łóżku. 
-Nie wiem od czego zacząć. Od porządków, spania, czy od wyjaśniania co się dokładnie wydarzyło...-Mocny dreszcz przeszył ciało szatyna i zakłopotanie jak fala zimnej wody wylało mu się na twarz, sprawiając, że trochę się skrzywił. 
-Wskakuj do łóżka i..
-Nie. Alex nie będę mógł spać w miarę spokojnie, gdy będę myślał o tym co masz mi powiedzieć. Lepiej zrób to teraz. Proszę skarbie. Nie mów nie.-Opierając łokcie na kolanach, odwrócił głowę ku niej. Nie miała wyjścia. Chyba musiała opowiedzieć o wszystkim teraz...
-Poszłam do Emily.. do tej mojej "nowej" przyjaciółki. Przez poprzedni tydzień opowiadała mi o jej nowym chłopaku. Kiedy do niej poszłam nie wiedziałam, że tam będzie. Byłam trochę zaskoczona.. ale najgorsze było to gdy go zobaczyłam. Wierz mi Jus.. dosłownie straciłam oddech, bo..- Chłopak nachylił się uważnie nasłuchując, jego ciało drgało z przejęcia i niecierpliwości. 
-No mów. Kto to był Alex? Kto?
-Blunt.-Dziewczyna odczytała nazwisko z treści sms'a. Chłopak wstał gwałtownie i stanął przed nią zupełnie inny. Jakby w amoku. 
-Co!? Jakim prawem ten skurwiel... co on wymyślił, co planuje, co chce ci zrobić. A.. Alex nie możesz się widywać z tą jego dziwką. 
-Ej! Hola hola! Emily nie jest żadną dziwką! Cofnij to Justin!- Oburzona stanęła przed nim i wierciła dziury w jego zamglonych źrenicach. 
-Przepraszam, ale to nie jest teraz ważne. Nie rozumiesz, że on z nami pogrywa? Pogrywa ze mną? I to teraz kiedy chłopaki są za granicą.. Ale nie martw się Kochanie choćbym miał zdechnąć, obronię cię, rozumiesz? Obronię.- Szatyn przycisnął dziewczynę do siebie, tak mocno, że z trudem łapała oddech.
-Puść mnie Jus, słyszysz? Jet puszczaj!-Ocknął się i uwolnił ją pchając w tył. Zupełnie nie wiedział co się dzieje. 
-Uspokój się. Wszystko będzie dobrze. Jest dobrze. Jesteśmy tu i teraz. Na razie nic nam nie grozi. Mi też, bo jestem z tobą. Odetchnij głęboko, rozluznij się.- Podeszła do niego powoli i ostrożnie zaczęła całować jego szyję od barku, po koniec szczęki. Kilkanaście sekund wystarczyło by jego napięte mięśnie ustąpiły dreszczom rozkoszy. Obejmując go na tyle ile mogła poprowadziła ku zgniecionej pościeli. Musisz spać. Pózniej porozmawiamy. 
-Chce cię Alex..
-Zobaczymy... na tę chwilę jesteś nieżywy więc nic już nie mów i kładz się. Miłych snów.-Dziewczyna szybko nakryła jego zimne ciało i zamykając drzwi posłała mu słaby uśmiech. Sama wątpiła w to, że będzie dobrze, ale nie chciała niepokoić go do czasu.. do czasu.