Alex's Pov
Miałam wrażenie, że moje wnętrze się
zatrzymało. Stanęło w miejscu, a ja ciągle patrzyłam w lustrzane odbicie i
słowa wyryte na trwałe w mojej skórze. Dziwka mordercy. Czemu wcześniej na to
nie wpadłam? Na to, że oni musieli napisać słowa na odwrót. Tyle razy od tamtej
nocy przypatrywałam się ranom próbując rozszyfrować napis.. Łzy nadal skapywały
mi na policzki, a chłód z otwartego okna szczypał we wszystkie kończyny. Byłam
zmęczona. Całą tą sytuacją. Sama się o to prosiłam. Chciałam by coś się
wydarzyło, coś nowego, niebanalnego. Marzyłam o przyjaciołach, nowych ludziach
w szkole, otoczeniu, imprezach i życiu chwilą. Bóg mnie wysłuchał tylko.. nigdy
bym nie pomyślała, że do domu włamie się zabójczo przystony chłopak i grożąc mi
bronią będzie chciał pomocy.. Nabrałam mroznego powietrza w płuca, niemal
natychmiast czując ostry ból w piersiach. Jęknęłam cicho, tak by mnie nie
usłyszał. Niestety jego czekoladowe oczy wychwytywały wszystko czego nie
chciałam.
-Co ci jest?- Poluznił uścisk.
-Nic. Nie wiem. Nic nie wiem.
-Alex..
-Nic nie wiem o tobie Jet.
Znów zastygł, intensywnie myśląc, co
mógłby jej odpowiedzieć. Przygryzając wnętrze policzka wyrzucił to ostatnie
zdanie by zacząć od czegoś innego.
-Nie wiedziałem, zapomniałem. Alex,
przepraszam.-Rzucił krótkie spojrzenie na jej ręce.-Kochanie nie płacz, proszę
nie płacz.-Wziął jej głowę w dłonie i schował w bezpiecznym uścisku. Wtulając
się w jego tors coraz bardziej czuła, jak jego serce bije nierówno, zatrzymując
się od czasu do czasu. Bał się mocno oddychać czując ją tak blisko. Pragnąc by
choć trochę się uspokoiła oparł podbródek na czubku jej głowy.
-Więc jestem dziwką mordercy? Twoją
dziwką?- Cichy szept zaniknął w jego objęciach. Zacisnął powieki.
-Kochanie nigdy nie wierz w te słowa.
Ten sukinsyn zrobił to po to by zadziałać na ciebie. Po to byś się mnie
bała.
-Więc.. mam do tego powód?-Patrząc
szklanym spojrzeniem w toń jego brązowych tęczówek, czekała na to jedno
słowo.
-Nie. Jesteś moją dziewczyną i nigdy,
przenigdy nie będziesz musiała się mnie bać. No chyba, że w łóżku.-Mrugając,
łobuzersko się uśmiechnął wywołując radość na twarzy dziewczyny.
-Wrócił stary świntuch?
-Wróciła grzeczna dziewczynka?-
Pocałował ją w policzek tak, że omal oboje się nie przewrócili.
-Uważaj bad boyu!-Mocny dreszcz
wstrząsnął jej ciałem przypominając o otwartym oknie. Wychodząc z łazienki
skierowała się w jego stronę. Już miała dotykać klamki, gdy chłopak obrócił ją
ku sobie i składając namiętny pocałunek na jej sinych ustach, dał znak, że musi
iść.
-Porozmawiamy jutro Shawty. Obiecuje.-
Trzymając jej dłonie w swoich musnął jej zimny policzek i dyskretnie wyszedł na
zewnątrz, sprawdzając czy nadal słychać szum w łazience.Zeskakując z muru poczuł wibracje. Wyjął z kieszeni Iphona i widząc znajomy numer wiedział , że coś musi być nie tak.
-Josh, co jest?
-Bieber masz robote.
-Mów.
-Stuart Robson. Wisi nam 3000$ za haszysz.
-Masz adres czy umówione spotkanie?
-Mam namiary. Duża impreza na Green Street.Już wysyłam ci zdjęcie.
-Co zrobić z ciałem?
-To co zwykle. -Chłopak odruchowo przełknął ślinę, oblizując usta.Otwierając drzwi czarnego range rovera siegnął po skórzaną kurtkę, zimową chowając do bagażnika. Odpalając papierosa zaciągnął się dymem którego nie czuł już od paru dobrych godzin. Śledząc tabliczki wypatrywał ulicy podanej przez Josha . Krew coraz szybciej napływała mu do żył kiedy zbliżał się po kamiennej ścieżce do klubu nad jeziorem. Tłumy pijanych i naćpanych nastolatków przewijały się wokół niego ze strachem w oczach. Nawet ci, którzy z trudem mogli ustać na nogach osuwali mu się z drogi. Widząc Maxa przy barze skinął w jego stronę. Chłopak podniósł się z puszką piwa w ręce.
-Namierzyłeś go?
-Tak. To ten .-Wskazał palcami na niskiego murzyna w klubowych barwach Chicago Buls.
-Czarne ścierwo.-Szatyn splunął z obrzydzeniem. Odpychając się rękami od baru obydwaj szarpnęli chłopaka z obydwu stron. Przystawiając mu pistolet do boku mieli pewność , że nie będzie się bronił przed wyjściem z pomieszczenia. Zaciągając go kilkaset metrów za klub przystanęli rzucając mulatem o ziemie.
-Wy jesteście z Kings? Obiecuje. Zapłacę wam. Mam już połowę. Oddam w przeciągu tygodnia..
-Nie pierdol. Twój czas sie skończył.
-Jet oddam.- Chłopak słysząc to zacisnął palce na pistolecie. Wyszarpując tłumik z rąk Maxa wystrzelił 3 razy trafiając prosto w głowę. Wszystko trwało ułamki sekund. Krew spływała na trawę zamieniając zieleń w soczystą czerwień.
-Bierz go. -Justin splunął w rozszarpaną twarz chłopaka. Wyjmując spod kurtki worek i 2 cienkie sznurki związał mu ręce i nogi po czym obciążając ciało kamieniami zamknęli czarną folie.
-Tu czy na most?-Max rozglądał się unikając wściekłego spojrzenia przyjaciela.
-Tu. Nie będę woził tego czarnego ścierwa.-Z trudem donieśli worek na molo. Po kilku minutach nie było śladu po jakimkolwiek zabójstwie. Wyjmując z bagażnika karnister szatyn ostrożnie rozlał kwas tak, by zamaskować kałuże krwi. Szukając łusek czekał na świst dobiegający zza drzewa. Znak że ktoś się zbliża.Chowając kawałki do kieszeni wskoczył za kierownice.
-Jeszcze nigdy nie widziałem tak szybkiej akcji.-Max z uznaniem szturchnął Biebera w ramie. Zamiast zgryzliwego uśmieszku zobaczył pięść która mignęła mu przed oczami. Tamując krwotok z nosa skulił się w fotelu. Nagły ból rozrywał mu nerwy wokół nosa.
-Co do cholery?- Wściekły nie mógł nawet podnieść głowy. Do domu dojechali w ciszy, którą przerywał tylko ryk silnika i pisk hamulców na każdym skrzyżowaniu.
-Jesteś popierdolony Bieber. Lecz sie kurwa.-Brunet trzasnął drzwiami zostawiając chłopaka samego. Uderzając pięścią w kierownice pragnął rozładować choć trochę emocji które w nim szalały. Znów był pełen nienawiści i żądzy zemsty. Burczenie w kieszeni wyrwało go z patrzenia się w ciemną ściane lasu.
-Co jest kurwa?-Warknął wyjmując papierosa z ust.
-Przepraszam jeśli ci w czymś przeszkodziłam. Mogę napisać pózniej..-Głos dziewczyny rozpłynął się w jego uszach, pobudzając go do myślenia.
-Nie. Sorry. Mam po prostu zły dzień. Spuścił głowę napotykając ślady krwi na koszulce.
-Kurwa.-Syknął zdegustowany.
-Coś się stało?- Nieśmiały ton jej głosu rozchodził się po wnętrzu samochodu.
-Nic. Po prostu się ostro wkurwiłem.
-Mam nadzieję, że nie z mojego powodu.
-Nie. Skądże.
-To zadzwonię pózniej.
-Ta.
-Pa.-Rozłączył się nawet jej nie odpowiadając. Zdezorientowana wskoczyła pod kołdrę nie wiedząc co o tym myśleć. Co mogło go aż tak wkurzyć? Chłopaki ? Może nie powinna pózniej pisać. Może nie powinna dzisiaj robić już nic..
kolejny piekny i trzymajacy w napieciu rozdzial
OdpowiedzUsuńkolejny piekny i trzymajacy w napieciu rozdzial
OdpowiedzUsuńCuuuudowny <3 czekam na nn <3 !
OdpowiedzUsuńSuper naprawdę ! Haha swintuch Justin ^^
OdpowiedzUsuńPrzeczytalam cake opowiadanie i uwazam ,ze jest to jedno z najlepszych jakie czytalam ;* Z niecierpliwoscia czekam na nastepny <3
OdpowiedzUsuń