-Musisz coś z tym zrobić. Z sobą. Nie poznaje cie Justin. To zupełnie cię wykończy. Nie możesz się poddać, tylko dlatego, że znalazła sobie innego. Nie wierzę, że nic już do ciebie nie czuje. Za dużo razem przeszliście.- Za dużo. Max usiadł obok mnie i czekał na moją reakcje. No tak. Zajebiście. Niby co mam zrobić? Zastrzelić tamtego, podejść do Alex i rozkazać by była ze mną? To chore.
-Nie będę pchał się w jej życie, jeśli już w nim nie istnieję. Zrozum, ja nie chcę jej znowu zranić.-Popatrzyłem na niego ze zrezygnowaniem w oczach. Już nie wiedziałem co niby jeszcze mógłbym... Chyba było już za pózno..
-Nigdy nie jest za pózno!(Skurwiel czytał mi w myślach). Jedz do niej i spytaj! Spytaj ją prosto w twarz czy naprawdę tak cie nienawidzi. Jeśli potwierdzi usuniesz się w cień.- Poklepał mnie po ramieniu, z pocieszającym uśmiechem na ustach. Miałem ochotę go wyściskać, ale nie. Nie jestem gejem. W żadnym wypadku. Poderwałem się z miejsca i wybiegłem z pokoju, chwytając kurtkę. Musi wyznać mi prosto w twarz, to jak bardzo nic dla niej nie znaczę. Wtedy będę mógł wyjechać. Zacząć od nowa. Gdzieś daleko stąd.
Światło lamp iskrzyło się jak sztuczne ognie rozświetlając drogę, którą tak dobrze znałem. Nie obchodziło mnie czy jej ojciec będzie w środku, miałem go daleko w dupie, mógł nawet wzywać gliny. Nie przejąłbym sie za bardzo. Brama była zamknięta, ale na podjezdzie stał jakiś samochód. Od razu pomyślałem, że to jej. Wszedłem po murze, zupełnie jak za dawnych czasów. Naciskając klamkę frontowych drzwi byłem już pewny tego co właśnie robię. Wchodząc do holu usłyszałem krzyk. Ciśnienie natychmiast mi podskoczyło a gdy wpadłem do jej pokoju, zastygłem w bezruchu, nie mogąc uwierzyć w to co widzę.
Alex's Pov
Myślałam, że strzeliła, ale to był huk kopniętych drzwi. Nie mogłam przełknąć śliny, widząc jak był wstrząśnięty. Jego oczy były wszędzie, wpatrywał się to we mnie, to w Jace'a. Ale te wariatke już spalił wściekłym spojrzeniem. Wiedziałam co może się stać.
-Puść ją Cam!!-Jego głos uderzył we mnie jak w grom, a ona poluzniła uścisk na pare sekund. Myślałam że mnie wypuści, ale przycisnęła mnie jeszcze bardziej. Nie mogłam się ruszyć..
-Justin. Co za niespodzianka! Widzisz? Zlikwiduje te szmate i już nic nie stanie nam na drodze, dobrze kochanie?-Patrzyła na niego maniakalnym wzrokiem, a jej uśmieszek wydawał sie przerażający.
-Co ty pierdolisz Cam, co? Puść ją natychmiast!-Zbliżył się o krok, a ja natychmiast poczułam świdrujący spust na skroni. Szukałam Jace'a, ale nie było go w zasięgu wzroku.Tak cholernie się bałam..
-Przestań kochanie. Nie krzycz na mnie! Wolisz tą dziwke ode mnie? Co ty w niej widzisz!? Jest dobra w łóżku? Gwarantuje, że mogę być milion razy lepsza!- Był coraz bardziej czerwony na twarzy, a żyła na jego szyi uwydatniała się z każdą chwilą. Minęło kilka sekund od jej ostatniego słowa, ale one dłużyły się jak długie godziny.
-Cam, skarbie, wypuść te suke. Możemy być razem, tylko ją puść. Chcesz ją mieć na sumieniu? Po co nam psy na karku. Będziemy wolni, wyjedziemy z tego pieprzonego miasta.. No i jak? Wchodzisz w to Shawty?-
Dawno nie słyszałam tego słowa z jego ust. Tyle, że wypowiedziane do innej dziewczyny brzmiało cholernie inaczej. Gorzej.. Upadłam na podłogę, a ona wpadła w jego ramiona. Jace nawet nie odważył się do mnie podejść. Czułam się jak ostatni śmieć, którego nikt nie potrzebuje.
Łoskot broni i teraz obie leżałyśmy niecałe dwa metry od siebie. A ja zrozumiałam, że... on mnie uratował. Gdy pomógł mi wstać znów zobaczyłam w jego oczach to troskliwe spojrzenie. Czekoladowe oczy, które zawsze wzbudzały we mnie to samo uczucie.. były pełne nadziei.
Jace zbliżył się do mnie i teraz stali obok siebie... nie widząc siebie nawzajem. Dopóki nie wpadłam w jego ramiona. I nie schowałam się za burzą złotych kosmyków. Słyszałam policyjne radiowozy i jego szybkie kroki na schodach. Skończyłam rozmawiać z Jace'm i wybiegłam mając nadzieję, że zdążę. Nie zatrzymałam się nawet wtedy gdy policjant próbował zatrzymać mnie w drzwiach. Deszcz lał strugami kiedy ścisnęłam go z całej siły. Jego kurtka była zimna i mokra, ale nie zamierzałam tak łatwo odpuścić. Nie czekałam ani chwili dłużej. Nasze usta zetknęły sie z sobą dokładnie o 23.23 - to nie mógł być żaden pieprzony przypadek :)
poniedziałek, 25 sierpnia 2014
niedziela, 10 sierpnia 2014
45.Z nim?
"Musisz się pozbierać, jak kawałki rozbitego serca w twoim wnętrzu, nie możesz odpuścić".
-Hej skarbie.-Jego pocałunek był namiętny, ale ja nie mogłam tego odczuć tak jak chciałam. Wszystko przez tego cholernego Biebera. Robiłam dobrą minę do złej gry. To nie w porządku. Zachowywałam się jakbym nieustannie miała okres. To mnie powoli wykańczało. Chciałam o nim zapomnieć, spędzić jak najwięcej czasu z Jace'm.. ale gdy tylko zamykałam oczy On porywał całą moją duszę przywołując najpiękniejsze wspomnienia. Czułam się podle w stosunku do Jace'a bo cały czas myślałam o Bieberze. Moim pocieszeniem było jedno: nie zobaczę go już nigdy więcej. Hartford to duże miasto, a JC nie obraca się w takim towarzystwie jak On. Nie wspominając już o szkole, bo ją sobie kompletnie olał. I właśnie w tym momencie zobaczyłam go na korytarzu z torbą przewieszoną przez ramie, z której wystawał plik zeszytów. Myślałam że mam omamy. Chciałam się zwyczajnie roześmiać. Co on jaja sobie ze mnie robi? What the fuck, ja się pytam!? Minął nas, a ja miałam ochotę powiadomić Jace'a że ten koleś wygląda zupełnie jak Bieber, ale powstrzymał mnie uścisk jego dłoni. Wtedy dotarło do mnie, że to nie figle mojej "dobrze poukładanej głowy". To był Justin Bieber we własnej osobie a Jace'owi się to cholernie nie podobało.
-Co masz teraz?
-Historie.
-Z nim?-Popatrzył na mnie, a ja bałam się odpowiedzieć. Kompletna głupota.
-Tak. I proszę cie nie patrz tak jakbym miała iść na rzez bo on będzie w tej samej klasie. Nie zacznie strzelać do wszystkich i nie wezmie zakładników. Wyluzuj.-Poklepałam go po torsie i ruszyłam w stronę drzwi. Na szczęście nie ruszył za mną z kamizelką kuloodporną... Tylko tego by brakowało. Usiadłam w ostatniej ławce. Tak to ten pamiętny mebel, który sprawił, że dostałam zawału kiedy po wylądowaniu na ziemi i salwach śmiechu zrozumiałam, że gość obok to ten sam który pare dni wcześniej groził mi spluwą.. Fuck. Fuck. FUCK. Znowu on. To się robi wkurwiające. Serio. No tak. A miałam nie przeklinać. Koniec z pustymi postanowieniami.. Nie zauważyłam, że od pięciu minut trwa lekcja i wszyscy patrzą na mnie jak na wariatke.. Dość tragicznie krępujące.
-No więc? Panno Lautner doczekamy się odpowiedzi?-Nauczyciel patrzył na mnie jak na skończoną idiotkę, która nigdy w życiu nie dotykała podręcznika od historii. Gdybym chociaż wiedziała jakie pytanie mi zadał...
-Jest to dar narodu francuskiego upamiętniający przymierze obu narodów w czasie wojny o niepodległość.-Spojrzałam w stronę z której dochodziła odpowiedz. Wmurowało mnie w tą pieprzoną ostatnią ławkę. Jak on mógł odpowiedzieć!? Przecież nie było go miesiąc! Nie uczył się, znając go, nawet przez chwile nie pomyślał o szkole a tu.. leci ze zdaniami wyjętymi z książki!? Coś jest nie tak. Chyba za dużo ostatnio wypiłam. Zielona herbata zaczyna mi szkodzić...
-Jeśli panna Lautner dalej będzie rozmyślać o swojej miłości może ją to drogo kosztować.-Ten jego potępiający uśmieszek.. Mało brakowało i szlag by mnie trafił. Przez wszystkie miesiące nauki w tej szkole zawsze byłam przygotowana.. Zamyśliłam się raz czy dwa a on mi wyjeżdża z takim tekstem? Błagam. Ten dzień to jakiś cholerny paradoks. Wszyscy mogli być przeciwko mnie ale nie nauczyciele! I to mój ulubiony profesor.. Przez resztę lekcji Bieber zdążył zarobić punkty za aktywność i ocenę bardzo dobrą za kilka barwnych odpowiedzi. To jakiś koszmar. Chce mi zrobić na złość!? Dlatego zgłębił cały materiał o wojnie niepodległościowej? Nie wiem co chciał uzyskać ale chyba mu się udało. Wyszłam jako pierwsza i omal nie uderzyłam Jessici w twarz, gdy chciałam dobitnie trzasnąć drzwiami. Zanim skończyłam ją przepraszać na horyzoncie pojawił się Jace.
-I jak? Wszystko dobrze?
-Nie! Nie dobrze! Wręcz przeciwnie! Gdybym miała jeszcze choćby jedną lekcje z tym.. tym.. sukinsynem to przysięgam ci, że dałabym mu w twarz!- Krzyczałam już na pół korytarza, a mój oddech był tak płytki, że musiałam natychmiast gdzieś usiąść.
-Chodz do bufetu. Zjesz coś i opowiesz mi co się stało, hmmm?- To było dziwne. Nie przyzwyczaiłam się jeszcze do jego charakteru. Justin od razu dopytywałby co się stał,o na wpół wściekły i zmartwiony, a ręce dygotałyby mu ze świadomości tego, że nie było go przy mnie. A Jace? On po prostu zaproponował mi bufet. Zbyt banalne posunięcie. Nie miałam na nic ochoty. Tym bardziej na siedzenie w najgłośniejszym miejscu w szkole...
-Pójdę do toalety.-Nazbyt mocno wyszarpnęłam moją dłoń z jego. Teraz to sobie miałam ochote strzelić w twarz. Nie powinnam tak postępować, ale.. To ponad moje siły. Nie wiem co robić.
Justin's Pov
Szła korytarzem, a łzy ciekły jej po policzkach. Usilnie próbowała to zamaskować, ale ja i tak widziałem swoje. Chciałem podbiec do niej i przytulić jej ciało z całych sił. Nie mogłem. I to sprawiało, że znów czułem się słaby.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~`
Jeśli przeczytałaś ten rozdział, proszę postaw choć kropkę w komentarzu. Chcę wiedzieć czy mam wgl dla kogo pisać ich dalszą historię.
poniedziałek, 4 sierpnia 2014
44.Problem.
Dziewczyna popatrzyła na niego smętnym wzrokiem. Był wyraznie wychudzony. Podkrążone oczy i sine plamy na rękach sprawiły, że zrobiło jej się przykro. Nie mogła niczego cofnąć ani naprawić. A może nie chciała...
Czuł jak krople potu spływają mu po plecach a napięcie rosło z każdą sekundą trwania w gęstej ciszy.
-Przyszłam po swoje rzeczy..- Nerwowo bawiła się rękawiczkami unikając jego spojrzenia. Zabolało go to bardziej niż myślała. Chciał zaprosić ją do środka ale cofnęła się o krok. Dając do zrozumienia, że nie chce się do niego zbliżać. Została sama na korytarzu gdy on machinalnie ruszył ku sypialni. Bez cienia emocji podał jej duży, czarny worek. Czekał aż odejdzie, a ona nie mogła się nawet poruszyć. Coś kazało jej tam stać i patrzeć.. na to jak on cierpi. Każdy oddech sprawiał mu trudność, a ciało wspierało się o kawałek ściany. Oboje usłyszeli czyjeś kroki. Ktoś biegł po schodach. Odwracając się za siebie ujrzała wysokiego blondyna, który odetchnął z ulgą na jej widok.
-Jakiś problem Al?- Szatyna wmurowało w ziemię. Myślał, że tylko dla niego zarezerwowany był ten skrót. Nie wiedział jak grubo się mylił.
-Nie. nie wszystko w porządku Jace. Już idę.- Dziewczyna jak najszybciej chciała opuścić to miejsce. Było jej wstyd. Cholernie wstyd za to, że on musiał widzieć jej nowego chłopaka. Ale z drugiej strony to jak ją potraktował. To się nie liczyło? Oczywiście, że tak. Chyba nie myślał, że o wszystkim zapomniała, a teraz przyszła, żeby wpakować mu się do łóżka na przeprosiny... Nie zostawił jej wyboru, a Jace był zupełnie inny.
Schodząc po schodach zdążyła uchwycić jego spojrzenie. Pełne rozczarowania i bólu. Gdzieś w głębi serca czuła, że gra trochę nie fair.. a może to tylko złudzenie?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nowa postać:
Jace Lee, 19
Czuł jak krople potu spływają mu po plecach a napięcie rosło z każdą sekundą trwania w gęstej ciszy.
-Przyszłam po swoje rzeczy..- Nerwowo bawiła się rękawiczkami unikając jego spojrzenia. Zabolało go to bardziej niż myślała. Chciał zaprosić ją do środka ale cofnęła się o krok. Dając do zrozumienia, że nie chce się do niego zbliżać. Została sama na korytarzu gdy on machinalnie ruszył ku sypialni. Bez cienia emocji podał jej duży, czarny worek. Czekał aż odejdzie, a ona nie mogła się nawet poruszyć. Coś kazało jej tam stać i patrzeć.. na to jak on cierpi. Każdy oddech sprawiał mu trudność, a ciało wspierało się o kawałek ściany. Oboje usłyszeli czyjeś kroki. Ktoś biegł po schodach. Odwracając się za siebie ujrzała wysokiego blondyna, który odetchnął z ulgą na jej widok.
-Jakiś problem Al?- Szatyna wmurowało w ziemię. Myślał, że tylko dla niego zarezerwowany był ten skrót. Nie wiedział jak grubo się mylił.
-Nie. nie wszystko w porządku Jace. Już idę.- Dziewczyna jak najszybciej chciała opuścić to miejsce. Było jej wstyd. Cholernie wstyd za to, że on musiał widzieć jej nowego chłopaka. Ale z drugiej strony to jak ją potraktował. To się nie liczyło? Oczywiście, że tak. Chyba nie myślał, że o wszystkim zapomniała, a teraz przyszła, żeby wpakować mu się do łóżka na przeprosiny... Nie zostawił jej wyboru, a Jace był zupełnie inny.
Schodząc po schodach zdążyła uchwycić jego spojrzenie. Pełne rozczarowania i bólu. Gdzieś w głębi serca czuła, że gra trochę nie fair.. a może to tylko złudzenie?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nowa postać:
Jace Lee, 19
sobota, 2 sierpnia 2014
43. Zły dzień.
Justin's Pov
"In that moment was so hard for me to breathe
You just took away the biggest part of me, yeah
Life is so unpredictable, yeah
Never thought a love like yours
Would leave me all alone
Oh no
You didn’t waste any time
Like you had already made up your mind
No sympathy
Cause I was out of line..
It was a bad day..."
https://www.youtube.com/watch?v=gotEw1JrByY
Nie mogłem odpowiedzieć na pytanie które mój umysł zadawał sobie każdego dnia, w każdej godzinie, minucie, sekundzie..
Wiedziałem, że zrobiłem coś strasznego. Coś czego nie można wytłumaczyć. Usprawiedliwić. Coś co zaliczało mnie do przegranych. Spieprzyłem to na czym mi najbardziej zależało. Nie zasługiwałem na jej miłość. A w tym momencie nie zasługiwałem nawet na pogardę. Stałem się nikim. Nic nie znaczącym śmieciem. Tamten wieczór był zupełnie niewybaczalny a ja miałem tego świadomość. I chyba właśnie to było najgorsze...
Zły dzień, który na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Jak znamie, które nigdy nie znika. Każda noc od tamtej pory wygląda podobnie. Monotonność wkradła się do mojego życia jak niechciana powłoka ciemności. Koszmar cały czas ten sam, nieustannie sprawiał mi ból. Zlany potem siadałem na łóżku nie wiedząc co mam robić.
Bezradność. Moje drugie imię.
Byłem coraz bardziej wyczerpany i obojętny na wszystko co działo się wokół mnie.
Minął miesiąc a ja nadal tkwiłem w mieszkaniu przesyconym zapachem nikotyny. Nie myślałem..
że to był koniec. Sam nie wiem. Wszystkie moje emocje stały się nikłe. Jak mgła. Tylko w nocy odczuwałem je wszystkie naraz. Bałem się zasnąć...Nie mogłem myśleć o niczym innym.
O nikim innym...
Jej szept. Słyszałem go wszędzie. Jakby wyłaniał się z każdego mojego oddechu. To cholerne, palące uczucie którego nie mogłem się pozbyć. Każda komórka mojego ciała była bliska rozpadu. Moje wnętrze było wypełnione wszystkim co złe. Nie potrafiłem sobie z tym radzić. To wykańczało, jak powolna, bolesna:
śmierć.
Myślałem o niej wiele razy..
Uwolniłaby mnie od wszystkich problemów. Była jak wolność, której doświadczałem tylko przy niej..
Dzwonek do drzwi obudził mnie z transu. Teraz zauważyłem, że przez cały ten czas grałem na gitarze. Znów ten wysoki dzwięk podrażnił mi uszy. Odkładając gitarę powlokłem się ku niemu. Max znów chce mnie gdzieś wyciągnąć. Josh kazał mnie dostarczyć do domu. Jadą na akcje i jestem potrzebny..
Gdy otworzyłem drzwi skóra na moich policzkach zapłonęła jak pochodnia. Jej szklane oczy spotkały się z moimi. Przez zaciśnięte wargi zdołałem wyszeptać tylko jedno zdanie.
-Tak mi przykro Al....
"In that moment was so hard for me to breathe
You just took away the biggest part of me, yeah
Life is so unpredictable, yeah
Never thought a love like yours
Would leave me all alone
Oh no
You didn’t waste any time
Like you had already made up your mind
No sympathy
Cause I was out of line..
It was a bad day..."
https://www.youtube.com/watch?v=gotEw1JrByY
Nie mogłem odpowiedzieć na pytanie które mój umysł zadawał sobie każdego dnia, w każdej godzinie, minucie, sekundzie..
Wiedziałem, że zrobiłem coś strasznego. Coś czego nie można wytłumaczyć. Usprawiedliwić. Coś co zaliczało mnie do przegranych. Spieprzyłem to na czym mi najbardziej zależało. Nie zasługiwałem na jej miłość. A w tym momencie nie zasługiwałem nawet na pogardę. Stałem się nikim. Nic nie znaczącym śmieciem. Tamten wieczór był zupełnie niewybaczalny a ja miałem tego świadomość. I chyba właśnie to było najgorsze...
Zły dzień, który na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Jak znamie, które nigdy nie znika. Każda noc od tamtej pory wygląda podobnie. Monotonność wkradła się do mojego życia jak niechciana powłoka ciemności. Koszmar cały czas ten sam, nieustannie sprawiał mi ból. Zlany potem siadałem na łóżku nie wiedząc co mam robić.
Bezradność. Moje drugie imię.
Byłem coraz bardziej wyczerpany i obojętny na wszystko co działo się wokół mnie.
Minął miesiąc a ja nadal tkwiłem w mieszkaniu przesyconym zapachem nikotyny. Nie myślałem..
że to był koniec. Sam nie wiem. Wszystkie moje emocje stały się nikłe. Jak mgła. Tylko w nocy odczuwałem je wszystkie naraz. Bałem się zasnąć...Nie mogłem myśleć o niczym innym.
O nikim innym...
Jej szept. Słyszałem go wszędzie. Jakby wyłaniał się z każdego mojego oddechu. To cholerne, palące uczucie którego nie mogłem się pozbyć. Każda komórka mojego ciała była bliska rozpadu. Moje wnętrze było wypełnione wszystkim co złe. Nie potrafiłem sobie z tym radzić. To wykańczało, jak powolna, bolesna:
śmierć.
Myślałem o niej wiele razy..
Uwolniłaby mnie od wszystkich problemów. Była jak wolność, której doświadczałem tylko przy niej..
Dzwonek do drzwi obudził mnie z transu. Teraz zauważyłem, że przez cały ten czas grałem na gitarze. Znów ten wysoki dzwięk podrażnił mi uszy. Odkładając gitarę powlokłem się ku niemu. Max znów chce mnie gdzieś wyciągnąć. Josh kazał mnie dostarczyć do domu. Jadą na akcje i jestem potrzebny..
Gdy otworzyłem drzwi skóra na moich policzkach zapłonęła jak pochodnia. Jej szklane oczy spotkały się z moimi. Przez zaciśnięte wargi zdołałem wyszeptać tylko jedno zdanie.
-Tak mi przykro Al....
Subskrybuj:
Posty (Atom)