niedziela, 27 kwietnia 2014

37. Odejść..

*zanim zaczniecie czytać, spójrzcie w dół/na koniec*

Justin's Pov
Wściekły wsiadłem do samochodu. Byłem tym wszystkim zmęczony i martwiłem się co z Alex. Jak ja jej to wytłumaczę? Jak powiem prawdę? Nie wiem co powiedziała ta szmata, ale znam Al na tyle by wiedzieć, że jest gotowa rozszarpać mnie na strzępy. Oczy same mi się zamykały, kiedy jechałem w stronę jej domu. Śnieg otaczał mnie z każdej strony, a światło latarni dawało nieprzyjemny blask czarnym ulicom wyłaniającym się z mroków. Przysnąłbym gdyby nie głośny dzwonek telefonu. Odblokowując go przełknąłem ślinę, widząc znajomy numer.
-Tak?-Ocknąwszy się, próbowałem zapanować nad ciałem, które zdawało się być wrakiem, który cholernie potrzebuje odpoczynku.
-Co jej zrobiłeś?- Usłyszałem mocny głos mężczyzny. Poczułem totalne zdezorientowanie.
-Komu? Alex?- To pytanie było jednym z najgłupszych, jakie kiedykolwiek zadałem. Pierwsza myśl: znów ktoś z gangu. Ale przecież...
-Nie wiem kim jesteś sukinsynie, ale przez ciebie moja córka leży w szpitalu. Rusz swoją pieprzoną dupe i przyjedz na Forest 44- jak najszybciej. Ona chce się z tobą rozmawiać.-Nie potrafię opisać uczucia jakie ogarnęło mnie po słowach tego mężczyzny. W uszach cały czas słyszałem:"...przez ciebie moja córka leży w szpitalu".. To wszystko przekraczało wszelkie granice stabilności mojego umysłu. Nie wiedziałem nic. Zupełnie nic. Na chwilę przestałem istnieć. Utonąłem w czymś czego nie mogę określić. Liczyło się to, że znów coś się stało -przezemnie. Znów zawiodłem. Zraniłem.
Łamiąc wszystkie przepisy ruchu drogowego jechałem jak szatan. Nie myślałem wtedy o niczym. Wbiegając na recepcję, a pózniej po schodach do wyznaczonej sali, krew w moich żyłach wybuchała jak czynny wulkan, a temperaturę mojego ciała można było spokojnie przyrównać do gęstej magmy. Pierwsze co zobaczyłem wpadając do środka to wyraz jej twarzy. Pełen bólu i cierpienia. Serce powoli przestawało mi bić, kiedy podszedłem na wprost niej. Ręce w bandażach i łzy w oczach sprawiły, że czułem się podlej niż wtedy, gdy Jay chciał ją zgwałcić... Rozmawialiśmy kiedyś o ludziach, którzy sami się okaleczają. Alex powiedziała wtedy, że są bardzo odważni i tylko wielki ból mógłby ją skłonić do czegoś takiego. Zacisnąłem dłonie na ramie łóżka, wciąż patrząc w jej oczy. Czekała aż coś powiem, a ja nie mogłem nawet oddychać. Tak bardzo siebie nienawidziłem..
Minęło dużo czasu przepełnionego ciszą i niemym wyrazem naszych twarzy. Wiedziałem o co pyta, choć nie wypowiedziała ani jednego słowa. Nawet szeptem. Siadając na łóżku odgarnąłem kosmyk jej jasnych włosów. Znów nastała chwila milczenia, która dusiła mnie i przytłaczała swoją niezmierzoną siłą. Oboje płakaliśmy, a sala była przepełniona ciszą. Ciszą, w której dominowały ból i niepewność. Niepewność tego co mam jej do powiedzenia..
-Nie spałem z nią, nie dotknąłem. Ani dzisiaj, ani nigdy przedtem. Nie zdradziłem cię Al. Nie mógłbym. Nie..-Zabrakło mi tchu, powietrza i słów. Nie chciałem jej mówić by mi uwierzyła. To do niej należała ta decyzja. Gdy chciałem odejść by dać jej czas, chwyciła mnie za palce, tak jak kiedyś. Otarła łzy ściekające wolno po moich policzkach i ucałowała moje mokre oczy.
-Nie zostawiaj mnie Justin. Nie zostawiaj.

                                                                 *
 Dziękuję 14 obserwatorowi, dziękuję za komentarze, poza tym w rozdz Soon is now pojawiła się nowa postać, która tak zaintrygowała.
Kochane daję wam link, jak pisałam rozdział słuchałam tej piosenki i bardziej się wczułam. Mam nadzieję, że wy też poczujecie ogrom tych uczuć. https://www.youtube.com/watch?annotation_id=annotation_74207&feature=iv&src_vid=yTTssMrpAo0&v=SbphlnaJMNc

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

36. Kłamstwo.

Alex's Pov
-Cześć miałam nie dzwonić wiem, ale...
-Justin nie może teraz rozmawiać- Głos dziewczyny zadzwięczał mi w uszach tak, jakby ktoś rozbił szklaną butelkę koło mojego ucha.. Był taki słodziutki, że mój żołądek musiał się powstrzymywać, żeby nie wysłać obiadu w podróż ku powierzchni. Nie musiałam widzieć jej twarzy. Wiedziałam, że arogancko się uśmiecha. 
-Coś przekazać?-Te przesłodzone do granic możliwości słowa doprowadzały mnie do szału. 
-Nie. Miłej nocy.-Warknęłam przez zęby rozłączając się. Napełniłam płuca powietrzem, a widząc jak szybko oddycham wszystko wydało mi się wkurwiające. Nawet temperatura w pokoju, która jeszcze minutę wcześniej była idealna. Pojechał po dragi, tak? Właśnie usłyszałam gdzie i z kim jest ten skurwiel. On nigdy nie zostawia komórki byle gdzie, chyba, że śpi. No tak. Co innego mógłby robić z jakąś dziwką o 1.00 w nocy?! Osunęłam się z łóżka na dywan, patrząc na gojące się słowa "dziwka mordercy"... Wpatrując się w nie od trzydziestu minut wściekłość i nadmiar emocji niebezpiecznie rosły w moim wnętrzu, namnażając się jak niezidentyfikowane skupisko bakterii. Znowu to samo. Znów go nie obchodzę, znów mnie okłamał. Jak może spędzać noc z jakąś suką wiedząc, że ciągle się o niego martwię? Jakim chamem trzeba być..
by igrać z moimi uczuciami po raz któryś z kolei. Już nie wytrzymuję, nie mogę więcej. Nie myśląc racjonalnie wbiegłam do łazienki i wyjmując z szafki żyletkę zaczęłam ciąć skórę gdzie popadnie, krzycząc na cały dom. Łzy zamazały mi słaby obraz ciemniejącej żarówki, krople krwi kapały na ziemię jak te, które zapowiadają większe opady przejrzystego deszczu. Rany których przybywało mi z niesamowitą szybkością szczypały niemiłosiernie. Przypominając sobie noc porwania i dwóch osiłków z nożami położyłam się w łazience. Mój płacz odbijał się od ścian, docierając do mnie w zniekształconej postaci. Zwalniając uścisk żyletka wypadła mi z drżących dłoni cicho brzęcząc.

Josh Lautner wszedł do domu z grubą aktówką w ręce. Zapalone światła na górnym korytarzu świadczyły o tym, że córka jest w środku. 
-Alex?-Rozglądając się rzucił płaszcz na oparcie fotela. Gdy nie usłyszał odpowiedzi wszedł powoli po schodach otrzepując przy tym buty od lepkiego śniegu. Otworzył drzwi do pokoju dziewczyny pewny, że zastanie ją śpiącą lub ze słuchawkami na uszach. Tymczasem zobaczył ciało dziewczyny leżące w łazience i zaschniętą krew na całej powierzchni jej chudych rąk. Zdezorientowany rzucił się ku niej i sprawdzając czy oddycha dostrzegł żyletkę przy rozwichrzonych włosach córki. 
-Alex kochanie.. coś ty zrobiła?- Podniósł ją do pozycji na wpół siedzącej, jedną ręką podtrzymując jej plecy, drugą zaś wybierając numer pogotowia. 
-To wszystko przez niego..-Dziewczyna wyszeptała przez spękane wargi, trzęsąc się mocno i widząc tylko zatroskaną twarz ojca. 

-Ktoś dzwonił.-Szczupła brunetka o zniewalająco długich nogach i ciemnych oczach podała chłopakowi komórkę, gdy wyciągnął ku niej rękę. On szybko odblokowując telefon spojrzał z niesmakiem na ekran. 
-Odebrałaś?! Mówiłem ci, żebyś nie odbierała żadnych moich telefonów, przedtem i teraz. Ta zasada obowiązuje zawsze.- Warknął zdenerwowany kierując się do wyjścia. Zanim chwycił za klamkę coś go tchnęło. Żywe a zarazem dziwne uczucie ukłuło jego serce. Odczuł cierpki ból, który trwał zaledwie sekundę. 
-Kto to był?-Spojrzał na nią ze złością w oczach. Żyła na jego szyi uwydatniała się z każdym spojrzeniem przeszywającym roznegliżowaną dziewczynę, która była zbyt pewna siebie w stosunku do niego.
-Jakaś suka.. Pieprzyła coś o tym, że miała nie dzwonić, ale...-W tym momencie przerwała, bo gardło miała ściśnięte przez silne dłonie szatyna. Próbując nabrać choć trochę powietrza biła go po torsie.
-Nigdy więcej nie nazywaj jej suką.. bo skończysz tak jak Victoria.-Jego miętowy oddech zmieszany z nutą nikotyny uderzył w nią niczym wymierzony policzek. Gwałtownie zachłysnęła się powietrzem, upadając na kolana. Zaskoczona patrzyła jak chłopak, którego tak pragnęła splunął jej pod nogi  i z pogardą w oczach trzasnął drzwiami.

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

35. Twój trup.

Alex's Pov 
 * 15 dni pózniej
-Mogę dzisiaj u ciebie nocować?- Ubierając buta skakałam na jednej nodze. Miałam nadzieję, że się zgodzi. 
-Chciałbym, ale jestem dzisiaj w roli chłopca na posyłki.-Powoli oblizał usta i drapiąc się po szyi dał mi do zrozumienia, że nie bardzo jest mu to na rękę. 
-Co przez to rozumiesz?-Zasunęłam kurtkę i obróciłam się ku niemu.Na odpowiedz musiałam trochę poczekać.
-Jadę  dostarczyć coś chłopakom na mieście.- Mina mi zrzedła...
-Znów dostarczasz dragi?- Pokiwał głową sztywno i nienaturalnie. 
-Kochanie tylko proszę, nie denerwuj się, wrócę cały, a potem pojedziemy na obiad.-Objął mnie i nie wypuszczał z mocnego uścisku. 
-Wolę, żebyś wypoczął po całej nocy.-Moja podświadomość co sekunda dawała mi w twarz. Wiem. Nie powinnam mu na to pozwalać, ale to jego praca. Poza tym wolę to niż zabijanie.. choć szczerze mówiąc nienawidzę, kiedy musi wyjeżdżać na takie akcje. Za każdym razem dostaję rozstroju nerwowego, wszystko mnie boli i przepłakuję dobrą godzinę nieustannie się martwiąc. A kiedy wraca nazajutrz do szkoły lub odczytuję wiadomość typu: "Shawty nic mi nie jest. lub "Kocham Cię Skarbie :)" mam ochotę kopnąć go tam gdzie słońce nie dociera.. Wyszliśmy z domu prosto w wielką zaspę. Wiatr dął jak mały huragan wzniecając hałdy śniegu w powietrze i sprawiając, że biały puch kłuł w skórę milionami lodowych odłamków. 
-Naprawdę  musisz dostarczyć im to dzisiaj?!- Krzyczałam co słowo zamykając usta pod naciskiem podmuchów. Wsiadając do samochodu otarłam twarz chusteczką, zmazując sobie przy okazji pół makijażu nad którym pracowałam ponad dwadzieścia minut. Justin zaczął poprawiać włosy z miną największego męczennika. 
-Muszę Alex, w tym tygodniu moja kolej, poza tym chłopaki wyjechali na święta. 
-Do rodziny?-Patrząc na mnie ze smutkiem, którego na sto procent nie chciał okazywać pokiwał głową. 
-Nie. Na Karaiby.- Zakrztusiłam się własną śliną.. Wiem, że jest cholernie zimno, szaro i nieprzyjemnie, ale na wyspie raczej nie czuć nic z tej świątecznej atmosfery.. Dla mnie to niepojęte, żeby wyjeżdżać na "święta" pare dni przed Bożym Narodzeniem. 
-Podejrzewałabym wszystko tylko nie to.-Mocniej ścisnęłam szalik. Justin odpalił silnik od razu mocniej docisnął gaz. 
-Błagam jedz ostrożnie. Jest ślisko i ..
-Wiem jak mam prowadzić.-Warknął nagle hamując co spowodowało, że samochód okręcił się wokół własnej osi. Tak. Właśnie widzę jak potrafi.. Czasem zachowuje się jak pieprzony cwel. Czy mężczyzni tudzież chłopcy zawsze muszą być tacy pewni siebie i swoich umiejętności względem wszystkich pojazdów mechanicznych!? Kompletny nonsens. Ale... nie to mnie zdenerwowało. Znów zaczynał.. a ja nie miałam najmniejszej ochoty na jego złość. Cisza jaka między nami zapanowała była straszliwie niezręczna. Nie chciałam zaczynać rozmowy, wiedząc, że i tak by nie odpowiedział. Już zapomniałam jak to było, kiedy prawie ciągle byliśmy skłóceni lub zli. Nie chcę znów przeżywać tego samego, ale dziś nic już nie zdziałam. Muszę dać mu czas na uspokojenie się i szanse wyciszenia. Kaszląc odblokował drzwi, a ja zauważyłam, że jesteśmy na miejscu. Rzuciłam mu krótkie" Dziękuję" i ruszyłam w stronę domu Emily. Trudno w to uwierzyć, ale trochę się z nią zżyłam przez ostatni projekt z biologii. Pomijając fakt, że byłam wściekła i zmęczona ciągłym wypytywaniem o Justina i wpajaniem mi, że jest śmiertelnie grozny i zrobi ze mnie narkomankę łamiącą prawo w każdy możliwy sposób. Ogólnie rzecz ujmując była jedną z lepszych dziewczyn w szkole, choć imprezowała... ale dopóki nie wyciągała mnie na różne domówki było okey. Zadzwoniłam domofonem, przeciągły chrzęst i bramka stanęła otworem. Dłonie choć w rękawiczkach zdązyły mi już skostnieć. Weszłam do środka z ulgą i pełnią wdzięczności za szybką reakcję. 
-Emily? Jesteś?- Zaczęłam ściągać czapkę po raz trzydziesty z kolei podziwiając wnętrze jej holu. 
-Już idziemy!-Śmiech dziewczyny rozległ się razem z głośnym tupaniem po schodach. Zaraz. Jakie IDZIEMY!? Gdy wpadła do przejścia w ramionach barczystego bruneta myślałam, że zacznę krzyczeć. Krew natychmiast odpłynęła mi z wszystkich kończyn. Powstrzymując strach oparłam się o komodę, starając się przy tym być jak najbardziej naturalną.... Więc to on jest jej nowym, wspaniałym, przystojnym, szalenie męskim i pociągającym chłopakiem o którym opowiadała mi od tygodnia? To nie mogło się dziać naprawdę, ktoś ewidentnie zrobił mi żart. Cholernie niesmaczny żart.. To nie może być przecież ten sam chłopak z lasu, ten który wypytywał o mnie w szkole, który był u mnie w domu. Brunet, którego Justin chciał zabić..