poniedziałek, 14 kwietnia 2014

35. Twój trup.

Alex's Pov 
 * 15 dni pózniej
-Mogę dzisiaj u ciebie nocować?- Ubierając buta skakałam na jednej nodze. Miałam nadzieję, że się zgodzi. 
-Chciałbym, ale jestem dzisiaj w roli chłopca na posyłki.-Powoli oblizał usta i drapiąc się po szyi dał mi do zrozumienia, że nie bardzo jest mu to na rękę. 
-Co przez to rozumiesz?-Zasunęłam kurtkę i obróciłam się ku niemu.Na odpowiedz musiałam trochę poczekać.
-Jadę  dostarczyć coś chłopakom na mieście.- Mina mi zrzedła...
-Znów dostarczasz dragi?- Pokiwał głową sztywno i nienaturalnie. 
-Kochanie tylko proszę, nie denerwuj się, wrócę cały, a potem pojedziemy na obiad.-Objął mnie i nie wypuszczał z mocnego uścisku. 
-Wolę, żebyś wypoczął po całej nocy.-Moja podświadomość co sekunda dawała mi w twarz. Wiem. Nie powinnam mu na to pozwalać, ale to jego praca. Poza tym wolę to niż zabijanie.. choć szczerze mówiąc nienawidzę, kiedy musi wyjeżdżać na takie akcje. Za każdym razem dostaję rozstroju nerwowego, wszystko mnie boli i przepłakuję dobrą godzinę nieustannie się martwiąc. A kiedy wraca nazajutrz do szkoły lub odczytuję wiadomość typu: "Shawty nic mi nie jest. lub "Kocham Cię Skarbie :)" mam ochotę kopnąć go tam gdzie słońce nie dociera.. Wyszliśmy z domu prosto w wielką zaspę. Wiatr dął jak mały huragan wzniecając hałdy śniegu w powietrze i sprawiając, że biały puch kłuł w skórę milionami lodowych odłamków. 
-Naprawdę  musisz dostarczyć im to dzisiaj?!- Krzyczałam co słowo zamykając usta pod naciskiem podmuchów. Wsiadając do samochodu otarłam twarz chusteczką, zmazując sobie przy okazji pół makijażu nad którym pracowałam ponad dwadzieścia minut. Justin zaczął poprawiać włosy z miną największego męczennika. 
-Muszę Alex, w tym tygodniu moja kolej, poza tym chłopaki wyjechali na święta. 
-Do rodziny?-Patrząc na mnie ze smutkiem, którego na sto procent nie chciał okazywać pokiwał głową. 
-Nie. Na Karaiby.- Zakrztusiłam się własną śliną.. Wiem, że jest cholernie zimno, szaro i nieprzyjemnie, ale na wyspie raczej nie czuć nic z tej świątecznej atmosfery.. Dla mnie to niepojęte, żeby wyjeżdżać na "święta" pare dni przed Bożym Narodzeniem. 
-Podejrzewałabym wszystko tylko nie to.-Mocniej ścisnęłam szalik. Justin odpalił silnik od razu mocniej docisnął gaz. 
-Błagam jedz ostrożnie. Jest ślisko i ..
-Wiem jak mam prowadzić.-Warknął nagle hamując co spowodowało, że samochód okręcił się wokół własnej osi. Tak. Właśnie widzę jak potrafi.. Czasem zachowuje się jak pieprzony cwel. Czy mężczyzni tudzież chłopcy zawsze muszą być tacy pewni siebie i swoich umiejętności względem wszystkich pojazdów mechanicznych!? Kompletny nonsens. Ale... nie to mnie zdenerwowało. Znów zaczynał.. a ja nie miałam najmniejszej ochoty na jego złość. Cisza jaka między nami zapanowała była straszliwie niezręczna. Nie chciałam zaczynać rozmowy, wiedząc, że i tak by nie odpowiedział. Już zapomniałam jak to było, kiedy prawie ciągle byliśmy skłóceni lub zli. Nie chcę znów przeżywać tego samego, ale dziś nic już nie zdziałam. Muszę dać mu czas na uspokojenie się i szanse wyciszenia. Kaszląc odblokował drzwi, a ja zauważyłam, że jesteśmy na miejscu. Rzuciłam mu krótkie" Dziękuję" i ruszyłam w stronę domu Emily. Trudno w to uwierzyć, ale trochę się z nią zżyłam przez ostatni projekt z biologii. Pomijając fakt, że byłam wściekła i zmęczona ciągłym wypytywaniem o Justina i wpajaniem mi, że jest śmiertelnie grozny i zrobi ze mnie narkomankę łamiącą prawo w każdy możliwy sposób. Ogólnie rzecz ujmując była jedną z lepszych dziewczyn w szkole, choć imprezowała... ale dopóki nie wyciągała mnie na różne domówki było okey. Zadzwoniłam domofonem, przeciągły chrzęst i bramka stanęła otworem. Dłonie choć w rękawiczkach zdązyły mi już skostnieć. Weszłam do środka z ulgą i pełnią wdzięczności za szybką reakcję. 
-Emily? Jesteś?- Zaczęłam ściągać czapkę po raz trzydziesty z kolei podziwiając wnętrze jej holu. 
-Już idziemy!-Śmiech dziewczyny rozległ się razem z głośnym tupaniem po schodach. Zaraz. Jakie IDZIEMY!? Gdy wpadła do przejścia w ramionach barczystego bruneta myślałam, że zacznę krzyczeć. Krew natychmiast odpłynęła mi z wszystkich kończyn. Powstrzymując strach oparłam się o komodę, starając się przy tym być jak najbardziej naturalną.... Więc to on jest jej nowym, wspaniałym, przystojnym, szalenie męskim i pociągającym chłopakiem o którym opowiadała mi od tygodnia? To nie mogło się dziać naprawdę, ktoś ewidentnie zrobił mi żart. Cholernie niesmaczny żart.. To nie może być przecież ten sam chłopak z lasu, ten który wypytywał o mnie w szkole, który był u mnie w domu. Brunet, którego Justin chciał zabić.. 


5 komentarzy:

  1. o jezu, jezu, jezu :o czekam nn :*

    OdpowiedzUsuń
  2. super akcja + Twoje słownictwo z rozdziału Na rozdział jest coraz lepsze i bogatsze :)

    @ilovelaugh96

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ooo wczoraj napisałam, dzisiaj juz jest, super;))*-*Jeeej, musze chyba poczytac wcześniejsze rozdzialy, bo nie do konca pamiętam, ale wowowow dzieje się.;-; czekam na następny!:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. No no dzieje sie :)) czekam na next-a :* @MadameUnperfect

    OdpowiedzUsuń