piątek, 19 września 2014

47. Dobranoc.

https://www.youtube.com/watch?v=fedoBwbxcBA 

-Myślałem, że wybrałaś jego..-Przycisnął ją z całej siły. Panicznie bał się, że w każdej chwili może rozpłynąć się w powietrzu. Nie mogła złapać tchu przytwierdzona do jego klatki piersiowej. Deszcz spływał po nich strugami zostawiając ślady, które migotały w blasku lamp. Oddychali nierówno kaszląc co jakiś czas. Trwali przy sobie dłuższą chwilę i żadne z nich nie chciało oddalić się choć na pare milimetrów. Chłopak gładził jej mokre, splątane włosy, szepcząc coś w przestrzeń. Szum deszczu zakłócał każde jego słowo. Ostre światło latarki wymierzone w twarz bruneta sprawiło, że musiał odsunąć ją od siebie. Mrużąc oczy dostrzegł przysadzistego policjanta zmierzającego w ich stronę. Sygnał karetki sprawił, że oboje zasłonili uszy, gdy ta wjechała na podjazd rezydencji.
-Czy to pani jest córką właściciela?-Przystanął tuż przed nimi z parasolem w ręce.
-Tak. Ojciec wyjechał. Rozumie pan, ważne spotkanie służbowe.-Dziewczyna zbliżyła się do chłopaka trzęsąc się z zimna i pociągnęła nosem.
-Tak. Dobrze. Najlepiej byłoby jeśli nie nocowałaby pani w domu, musimy dopełnić wszystkich procedur.  Rozumiem, że ma się pani u kogo zatrzymać.-Łypnął okiem na bruneta, był pewny, że widział go już pare razy w kilku kartotekach.
-Oczywiście, niech się pan o nią nie martwi. O której mamy się stawić na komisariacie?
-Najlepiej z samego rana.-Poprawiając i tak mokrą koszulę policjant spoglądał na wychodzących ratowników medycznych. -Muszę już iść, dobranoc.-Odwracając się napięcie podbiegł do radiowozu. Dziewczyna z uśmiechem popatrzyła na bruneta i pociągnęła go w stronę auta.
-Justin otwieraj, jeszcze chwilę i dostane zapalenia płuc.
                                                         *
Gdy tylko zamknął za nią drzwi znów wpadła w jego ramiona. Znów mogła poczuć ciepło bijące od jego nagiej skóry, gdy szybko ściągnął lepiący się biały t-shirt. Jego zapach przesiąknięty uderzająco sexownymi perfumami.. Jego ciężki oddech o zapachu mięty z domieszką nikotyny. Wszystko było tak jak dawniej. Tylko oni- zupełnie inni. Ich wnętrza tętniły niesamowitym uczuciem, którego nie można opisać. Jego usta tak pełne i wilgotne wpiły się w jej suche wargi oblane kroplami łez. Przesunęła dłonią od pleców aż do karku mierzwiąc końcówki jego mokrych kosmyków. Stykając się czołami patrzyli sobie prosto w oczy, mrużąc je tylko po to by rozprowadzić łzy.
-Oszalałem bez ciebie Alex. Jesteś dla mnie wszystkim, bez Ciebie nic dla mnie nie istnieje. Nawet ja sam.-Gładził kciukami jej zimne, czerwone policzki. Kosmyki poskręcanych włosów okalały jej twarz. Uśmiech na jej ustach wynagrodził mu wszystkie cierpienia. Patrzyła na jego mocno zarysowaną szczękę,krzaczaste brwi, kształtny nos i toń, teraz ciemnych, mocno brązowych oczu.
-Myślałam, że dzięki Jace'owi zapomnę o tym wszystkim, zapomnę o Nas. Ale każdego dnia, każdego dnia myślałam o Tobie, nie mogąc niczego wymazać. Żadnej chwili, żadnych emocji. Pogładziła palcami po jego policzku. Chwytając jej dłoń przysunął ją do swoich ust i najdelikatniej jak tylko można musnął każdy opuszek.
-Nigdy więcej Shawty.
-Nigdy więcej Jet.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Omg, przepraszam za tę straszliwą nieobecność, ale zaczęłam nową szkołę i uwierzcie mi, mam tyle spraw na głowie, że z niczym nie mogę wyrobić ;c Rozdział krótki, ale to dopiero "początek", dziękuję jeśli nadal przy mnie będziecie. ;'

1 komentarz: