czwartek, 29 sierpnia 2013

15. Oczywiście Josh.



23.57– new message



*877 665 964*

*Wszystko w porządku?

Kto pyta?

*Skończony kretyn który zostawił u cb kurtke ;)

Haha.. jest lepiej, dziękuję

*Możemy się jutro spotkać, pojechałabyś gdzieś ze mną?

Szkoła Justin..

*Nikt się przecież  nie dowie, twoi rodzice wyjeżdżają.

*To co? Zrobisz ten pierwszy raz i powagarujesz?

Eh. No dobrze, ale uduszę cię, jeśli starsi się połapią.

*Nie ma takiej opcji shawty, to do jutra, przyjadę po cb :*

Ok.

*Śpij dobrze

Będę.


Musiałam zapisać sobie jego numer, choć tyle na niego patrzyłam, że i bez tego zapamiętałabym jego właściciela. Dziś było dziwnie. Nie wiem, czemu się rozpłakałam ale zaskoczyła mnie reakcja Justina. Myślałam, że mnie raczej wyśmieje niż pocieszy. Jego głupie zmiany nastroju były cholernie kołujące. Gdy go odepchnęłam był zaskoczony, potem się wściekł a na końcu wyszedł z uśmiechem. Nie mam pojęcia dokąd chce mnie zabrać, ale mimo wszystko czuję że to będzie miły dzień. O ile znów nie palnę czegoś co mu się nie spodoba. Wygodniej ułożyłam się w pościeli i gasząc lampkę chwile nasłuchiwałam jak mama pakuje rzeczy na wyjazd. Może i chciałabym pojechać do LA ale lepiej było zostać samemu na pare dni. Zastanawiając się nad jutrzejszym ukartowaniem pójścia na lekcje zasnęłam w ciągu kilkunastu minut.

Nazajutrz obudził mnie dzwięk sms’a. Odgłos alarmu i wibracje docierały do moich uszu nieprzyjemnie je drażniąc.

-Cholera. – Sapnęłam niezadowolona chwytając za komórkę.


Od: J.J.

*Jestem pod domem. Otworzysz?


Chwilę patrzyłam na wyświetlacz, po czym zerwałam się na równe nogi. CO!? Jak to pod domem !? A rodzice !? Spoglądając na zegarek odetchnęłam. Wskazywał 10.34 a oni zawsze lecieli wcześniej. Słabe promienie słońca raziły mnie w oczy. Odsunęłam się od okna i nie patrząc w lustro zbiegłam na dół. Tupot moich stóp rozległ się po salonie. Otwierając drzwi zaciągnęłam się zimnym powietrzem. Gdy mój wzrok padł na niego.. Przysięgam, że gdyby nie wstyd rozpłynęłabym się i wsiąkła w dywanik. Stał tam chyba przez dłuższą chwilę, bo przerwałam mu dreptanie w miejscu. Miał na sobie kolorową koszulkę, rozpinaną jasno-niebieską bluzę, szare pantsy i błękitne vansy. Do tego ta obłędna czapka. Wpatrywał się we mnie z lekkim uśmiechem, po czym odchrząknął.  

-To mogę wejść? –Potarł dłonią o dłoń. Przydałby mi się porządny cios z liścia. Jak ja mogłam tyle się na niego gapić? Czy to trwało dłużej niż kilka sekund? Nie wiem. W każdym razie zdecydowanie za długo. Odsunęłam się tak by mógł przejść do holu. Przekręciłam klucz mając nadzieję, że chłopak szybko zapomni o żenującym powitaniu. Speszona podążyłam za nim do kuchni. Szatyn oparł się o skraj wyspy i obiegł wzrokiem wszystko prócz mojej sylwetki. Przynajmniej tak mi się wydawało.

-I jak? Dobrze spałaś? – Wziął jabłko, podrzucił parę razy i ugryzł  z głośnym pyknięciem, ssąc słodki sok. Zlizałabym go z tych sexownych warg. Kurwa. Co ja sobie wyobrażam? Nerwowo potarłam przedramię. Nie chciałam by czegokolwiek się domyślił.

-Tak. Myślę, że tak. – Mijając go sięgnęłam w głąb lodówki wyjmując mleko. Stając na palcach ściągnęłam płatki. Rzucił mi przelotne spojrzenie i połknął kęs sprawiając, że jego jabłko Adama powędrowało w dół i w górę.

-Płatki? Naprawdę? – Zaśmiał się pod nosem. Zupełnie nie wiem, o co mu chodzi.

-Czemu się śmiejesz?- Ściągnęłam brwi. Płatki jak płatki. Nic nadzwyczajnego. Wzięłam łyżkę do ust.

-Jesz jak dziecko. Nikt dorosły nie je płatków na śniadanie. Ludzie jedzą naleśniki, tosty albo w ogóle jadają w porze lunchu. A ty wyciągasz płatki? Ile masz lat dziewczynko?- Obrócił głowę w moją stronę. Powiedział to z przekąsem, a ja nienawidzę takich rozmów. Nie miał się do czego przyczepić tylko do płatków śniadaniowych? Serio!?

-Mam 17 lat Justin i nie wiem, dlaczego tworzysz pieprzony problem z tego że jem płatki, więc lepiej skończ to jabłko, ja zjem swoje i zostawię cię na chwile. – Włożyłam do ust jeszcze pare łyżek czekając na wybuch. W domu panowała zupełna cisza. Szatyn zmienił nogę, na której się opierał i czekał aż przełknę.

-Zostawisz mnie samego? – Wrzucił ogryzek do kosza i wytarł ręce w ścierke.

-Muszę się odświeżyć. Tylko tym razem nie wchodz do pokoju bez pukania. –Ostrzegłam przypominając sobie wczorajszą sytuacje. Równie dobrze mogłabym zostawić bieliznę na łóżku. Co jeśli zobaczyłby mnie nagą? Wolałabym go już nigdy nie zobaczyć. Wchodząc do wanny starałam się jak najszybciej umyć. Nie chciałam by chodził po domu czy buszował po szafkach. Oczywiście wiedziałam, że niczego nie ukradnie, jeśli miałby taki zamiar zrobiłby to pierwszej nocy. Nie lubiłam zostawiać kogoś samego w tej villi, a szczególnie jego. Nakładając wiśniowy peeling by wygładzić skórę omal jej nie zdarłam szybkimi ruchami. Susząc włosy nałożyłam trochę pianki żeby nabrały, choć krzty objętości. Ubrałam najmniej wymięty, kremowy sweter i jasne jeansy. Nowe wiśniowe vansy idealnie pasowały do tego looku. Schodząc na dół skończyłam pleść niechlujnego warkocza. Justin rozmawiał z kimś przez telefon. Nie chciałam mu przerywać, więc stanęłam za ścianą, na początku korytarza.

-Dlaczego akurat ja mam tam jechać? Nie ma innych chłopaków do przestawienia dup tym skurwielom?

-No jasne. Oczywiście Josh. – Kopnął w podłogę wyraznie zdenerwowany.

-Będę przed 11 wiem, tak. Dobra kończę. – Kliknięcie dobiegło do moich uszu i zdałam sobie sprawę, że przez cały czas wstrzymywałam oddech. Cicho go regulując tupnęłam parę razy i weszłam do kuchni. Uśmiechnęłam się by rozładować wysokie napięcie. Nie było mowy o tym by on powiedział coś miłego.

-Możemy iść. – Stanęłam na swojej prawej stopie lekko się przy tym chybocząc. Odepchnął ciało rękami od blatu i ze wzrokiem wbitym szedł obok. Gdy byliśmy już w aucie, cicho zapięłam pasy, bojąc się wykonywać gwałtownym ruchów. Za wszelką cenę chciałam uniknąć kolejnego wybuchu który spieprzyłby dobrze zapowiadający się dzień. Jechaliśmy dobrą godzinę przez kilka miast i niezliczone hektary pól.  Zbaczając z głównej drogi wjechaliśmy w las. Justin wypalając kolejnego papierosa powoli wypuścił dym. Zatrzymaliśmy się na środku wąskiej drogi. Rozpinając pas popatrzyłam na niego przez ramię. Wysiadając zgniótł peta i głośno go przydeptując splunął, poprawiając przy tym czapke.

-Chodz za mną. – Rzucił chłodno ruszając przez gęstwine. Przyznam się. Nie cierpię tego typu natury. Pajęczyny, pająki, kleszcze i wszelkie inne robactwo mogło spać na mnie z góry lub wpełznąć pod ubranie gdy byłam zajęta przedzieraniem się przez setki gałęzi i krzaków. Ziemia była grząska z racji dwudniowych opadów. Miałam serdecznie dość błota na nowych butach gdy wpadłam na niego, uderzając twarzą w plecy.

-Spokojnie.- Jego głos stał się normalny. Przesunął się w bok a ja parsknęłam śmiechem, gdy zobaczyłam te „niespodziankę”. Duży domek z werandą był umieszczony między konarami ogromnego drzewa. Dach był pokryty brązową dachówką a w oknach odbijały się nieliczne promienie słońca.

-Wchodzisz pierwsza. – Skinął na drabinkę. Zmierzyłam wzrokiem odległość z dołu do początku werany. On oszalał !? To jest bite 8metrów !

-Chyba żartujesz. Nie wejdę tam. Jest za wysoko! – Zaczęłam kiwać głową na boki robiąc krok w tył. Chłopak roześmiał się i wyjął ręce z kieszeni.

-Oh czyżby? Chcesz zostać tu, sama, na dole, w   lesie?- No chyba nie. Tym razem to jest czysta samowolka. Przecież on doskonale wie że żadna dziewczyna nie chciałaby zostać sama w dzikiej puszczy. Może kryją się tu jacyś psychopaci albo gwałciciele? Wiem. Moja wyobraznia jest stanowczo za dobra, ale niedaleko jest  więzienie…  

-Jeśli spadnę będziesz mnie miał na sumieniu Bieber! – Podeszłam do drabinki i zaczęłam powoli wchodzić po schodkach. Byłam w połowie drogi gdy dotknęłam czegoś oślizgłego. Szeroko otworzyłam oczy widząc dużego węża.

-Aaaaaaa.. tu jest wąż!!- Wrzasnęłam, okręcając się wraz z drabinką o 90 stopni. Spanikowana mocniej ścisnęłam drewniany kołek próbując odepchnąć się i powrócić do wcześniejszej pozycji.

-Spokojnie Alex trzymaj się mocno! – Oddech mi przyspieszył. To było kurewsko nieprzyjemne uczucie.  Zamknęłam oczy by nie zobaczyć tego gada przy twarzy. Poczułam jak szatyn odkręca mnie i na wyczucie podążałam ku górze, byleby tylko znaleźć się w tym pieprzonym domku. Gdy wymacałam deski zamiast kolejnego kołka podziękowałam Bogu za dobry koniec wspinaczki. Nie minęło 2 minuty a chłopak stanął przy mnie z uśmiechem na ustach.

-Te węże są zupełnie nie grozne. Nie ma się czego bać. – Chwycił mnie za ramiona, a ja nie mogłam oderwać wzroku od morza czekolady, które kryło się w jego oczach.

-Wejdzmy do środka. – Odchrząknęłam i z niezadowoleniem na twarzy pchnęłam drzwi. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam Was. Miałam dodać dzień po dniu ale przyjechała siostra, gnoili mnie i Justina ja oczywiście ryczałam, a pózniej jakos te dni minęły a ja nie miałam weny. Postaram się pisać do 2 dni. Proszę o komentarz i dziekuje że czytacie Kochane :*  
WIDZĘ ŻE @myheroisjusten ZMIENIŁA NAZWĘ. JEŚLI CHCESZ BYĆ INFORMOWANA NAPISZ W KOMENTARZU NOWY adres ^^)

3 komentarze:

  1. Po pierwsze:
    Świetny rozdział i warto było na niego poczekać. Jestem ciekawa co będzie ciekawego działo się w tym domku :P
    Po drugie:
    Nie płacz Kochana. Ty wiesz jaki jest Justin i to jest najważniejsze! Najlepiej go gnoić nic o nim nie wiedząc, choć przykre że robiła to Twoja siostra :((
    U mnie też czasami ktoś obraża Justina i boli mnie to cholernie ale staram się to ignorować i nie dawać im satysfakcji, że mnie pokonali słowami. Więc głowa do góry :) :*

    I czekam na następny z ciekawością :))

    @ameneris
    <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratulacje! Zostałaś nominowana do LBA.
    Szczeguły: http://magiclifestyle00.blogspot.com/2013/09/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahaha była u mnie akurat koleżanka i razem stwierdziliśmy że zdzwonimy do Jeta na ten numer z początku xx haha super jak zawsze

    OdpowiedzUsuń