piątek, 19 września 2014

47. Dobranoc.

https://www.youtube.com/watch?v=fedoBwbxcBA 

-Myślałem, że wybrałaś jego..-Przycisnął ją z całej siły. Panicznie bał się, że w każdej chwili może rozpłynąć się w powietrzu. Nie mogła złapać tchu przytwierdzona do jego klatki piersiowej. Deszcz spływał po nich strugami zostawiając ślady, które migotały w blasku lamp. Oddychali nierówno kaszląc co jakiś czas. Trwali przy sobie dłuższą chwilę i żadne z nich nie chciało oddalić się choć na pare milimetrów. Chłopak gładził jej mokre, splątane włosy, szepcząc coś w przestrzeń. Szum deszczu zakłócał każde jego słowo. Ostre światło latarki wymierzone w twarz bruneta sprawiło, że musiał odsunąć ją od siebie. Mrużąc oczy dostrzegł przysadzistego policjanta zmierzającego w ich stronę. Sygnał karetki sprawił, że oboje zasłonili uszy, gdy ta wjechała na podjazd rezydencji.
-Czy to pani jest córką właściciela?-Przystanął tuż przed nimi z parasolem w ręce.
-Tak. Ojciec wyjechał. Rozumie pan, ważne spotkanie służbowe.-Dziewczyna zbliżyła się do chłopaka trzęsąc się z zimna i pociągnęła nosem.
-Tak. Dobrze. Najlepiej byłoby jeśli nie nocowałaby pani w domu, musimy dopełnić wszystkich procedur.  Rozumiem, że ma się pani u kogo zatrzymać.-Łypnął okiem na bruneta, był pewny, że widział go już pare razy w kilku kartotekach.
-Oczywiście, niech się pan o nią nie martwi. O której mamy się stawić na komisariacie?
-Najlepiej z samego rana.-Poprawiając i tak mokrą koszulę policjant spoglądał na wychodzących ratowników medycznych. -Muszę już iść, dobranoc.-Odwracając się napięcie podbiegł do radiowozu. Dziewczyna z uśmiechem popatrzyła na bruneta i pociągnęła go w stronę auta.
-Justin otwieraj, jeszcze chwilę i dostane zapalenia płuc.
                                                         *
Gdy tylko zamknął za nią drzwi znów wpadła w jego ramiona. Znów mogła poczuć ciepło bijące od jego nagiej skóry, gdy szybko ściągnął lepiący się biały t-shirt. Jego zapach przesiąknięty uderzająco sexownymi perfumami.. Jego ciężki oddech o zapachu mięty z domieszką nikotyny. Wszystko było tak jak dawniej. Tylko oni- zupełnie inni. Ich wnętrza tętniły niesamowitym uczuciem, którego nie można opisać. Jego usta tak pełne i wilgotne wpiły się w jej suche wargi oblane kroplami łez. Przesunęła dłonią od pleców aż do karku mierzwiąc końcówki jego mokrych kosmyków. Stykając się czołami patrzyli sobie prosto w oczy, mrużąc je tylko po to by rozprowadzić łzy.
-Oszalałem bez ciebie Alex. Jesteś dla mnie wszystkim, bez Ciebie nic dla mnie nie istnieje. Nawet ja sam.-Gładził kciukami jej zimne, czerwone policzki. Kosmyki poskręcanych włosów okalały jej twarz. Uśmiech na jej ustach wynagrodził mu wszystkie cierpienia. Patrzyła na jego mocno zarysowaną szczękę,krzaczaste brwi, kształtny nos i toń, teraz ciemnych, mocno brązowych oczu.
-Myślałam, że dzięki Jace'owi zapomnę o tym wszystkim, zapomnę o Nas. Ale każdego dnia, każdego dnia myślałam o Tobie, nie mogąc niczego wymazać. Żadnej chwili, żadnych emocji. Pogładziła palcami po jego policzku. Chwytając jej dłoń przysunął ją do swoich ust i najdelikatniej jak tylko można musnął każdy opuszek.
-Nigdy więcej Shawty.
-Nigdy więcej Jet.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Omg, przepraszam za tę straszliwą nieobecność, ale zaczęłam nową szkołę i uwierzcie mi, mam tyle spraw na głowie, że z niczym nie mogę wyrobić ;c Rozdział krótki, ale to dopiero "początek", dziękuję jeśli nadal przy mnie będziecie. ;'

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

46.W myślach.

-Musisz coś z tym zrobić. Z sobą. Nie poznaje cie Justin. To zupełnie cię wykończy. Nie możesz się poddać, tylko dlatego, że znalazła sobie innego. Nie wierzę, że nic już do ciebie nie czuje. Za dużo razem przeszliście.- Za dużo. Max usiadł obok mnie i czekał na moją reakcje. No tak. Zajebiście. Niby co mam zrobić? Zastrzelić tamtego, podejść do Alex i rozkazać by była ze mną? To chore. 
-Nie będę pchał się w jej życie, jeśli już w nim nie istnieję. Zrozum, ja nie chcę jej znowu zranić.-Popatrzyłem na niego ze zrezygnowaniem w oczach. Już nie wiedziałem co niby jeszcze mógłbym... Chyba było już za pózno..
-Nigdy nie jest za pózno!(Skurwiel czytał mi w myślach). Jedz do niej i spytaj! Spytaj ją prosto w twarz czy naprawdę tak cie nienawidzi. Jeśli potwierdzi usuniesz się w cień.- Poklepał mnie po ramieniu, z pocieszającym uśmiechem na ustach. Miałem ochotę  go wyściskać, ale nie. Nie jestem gejem. W żadnym wypadku. Poderwałem się z miejsca i wybiegłem z pokoju, chwytając kurtkę. Musi wyznać mi prosto w twarz, to jak bardzo nic dla niej nie znaczę. Wtedy będę mógł wyjechać. Zacząć od nowa. Gdzieś daleko stąd. 
Światło lamp iskrzyło się jak sztuczne ognie rozświetlając drogę, którą tak dobrze znałem. Nie obchodziło mnie czy jej ojciec będzie w środku, miałem go daleko w dupie, mógł nawet wzywać gliny. Nie przejąłbym sie za bardzo. Brama była zamknięta, ale na podjezdzie stał jakiś samochód. Od razu pomyślałem, że to jej. Wszedłem po murze, zupełnie jak za dawnych czasów. Naciskając klamkę frontowych drzwi byłem już pewny tego co właśnie robię. Wchodząc do holu usłyszałem krzyk. Ciśnienie natychmiast mi podskoczyło a gdy wpadłem do jej pokoju, zastygłem w bezruchu, nie mogąc uwierzyć w to co widzę. 
Alex's Pov 
Myślałam, że strzeliła, ale to był huk kopniętych drzwi. Nie mogłam przełknąć śliny, widząc jak był wstrząśnięty. Jego oczy były wszędzie, wpatrywał się to we mnie, to w Jace'a. Ale te wariatke już spalił wściekłym spojrzeniem. Wiedziałam co może się stać. 
-Puść ją Cam!!-Jego głos uderzył we mnie jak w grom, a ona poluzniła uścisk na pare sekund. Myślałam że mnie wypuści, ale przycisnęła mnie jeszcze bardziej. Nie mogłam się ruszyć..
-Justin. Co za niespodzianka! Widzisz? Zlikwiduje te szmate i już nic nie stanie nam na drodze, dobrze kochanie?-Patrzyła na niego maniakalnym wzrokiem, a jej uśmieszek wydawał sie przerażający. 
-Co ty pierdolisz Cam, co? Puść ją natychmiast!-Zbliżył się o krok, a ja natychmiast poczułam świdrujący spust na skroni. Szukałam Jace'a, ale nie było go w zasięgu wzroku.Tak cholernie się bałam..
-Przestań kochanie. Nie krzycz na mnie! Wolisz tą dziwke ode mnie? Co ty w niej widzisz!? Jest dobra w łóżku? Gwarantuje, że mogę być milion razy lepsza!- Był coraz bardziej czerwony na twarzy, a żyła na jego szyi uwydatniała się z każdą chwilą. Minęło kilka sekund od jej ostatniego słowa, ale one dłużyły się jak długie godziny.
-Cam, skarbie, wypuść te suke. Możemy być razem, tylko ją puść. Chcesz ją mieć na sumieniu? Po co nam psy na karku. Będziemy wolni, wyjedziemy z tego pieprzonego miasta.. No i jak? Wchodzisz w to Shawty?-
Dawno nie słyszałam tego słowa z jego ust. Tyle, że wypowiedziane do innej dziewczyny brzmiało cholernie inaczej. Gorzej.. Upadłam na podłogę, a ona wpadła w jego ramiona. Jace nawet nie odważył się do mnie podejść. Czułam się jak ostatni śmieć, którego nikt nie potrzebuje.
Łoskot broni i teraz obie leżałyśmy niecałe dwa metry od siebie. A ja zrozumiałam, że... on mnie uratował. Gdy pomógł mi wstać znów zobaczyłam w jego oczach to troskliwe spojrzenie. Czekoladowe oczy, które zawsze wzbudzały we mnie to samo uczucie.. były pełne nadziei.
Jace zbliżył się do mnie i teraz stali obok siebie... nie widząc siebie nawzajem. Dopóki nie wpadłam w jego ramiona. I nie schowałam się za burzą złotych kosmyków. Słyszałam policyjne radiowozy i jego szybkie kroki na schodach. Skończyłam rozmawiać z Jace'm i wybiegłam mając nadzieję, że zdążę. Nie zatrzymałam się nawet wtedy gdy policjant próbował zatrzymać mnie w drzwiach. Deszcz lał strugami kiedy ścisnęłam go z całej siły. Jego kurtka była zimna i mokra, ale nie zamierzałam tak łatwo odpuścić. Nie czekałam ani chwili dłużej. Nasze usta zetknęły sie z sobą dokładnie o 23.23 - to nie mógł być żaden pieprzony przypadek :)

niedziela, 10 sierpnia 2014

45.Z nim?

"Musisz się pozbierać, jak kawałki rozbitego serca w twoim wnętrzu, nie możesz odpuścić".

-Hej skarbie.-Jego pocałunek był namiętny, ale ja nie mogłam tego odczuć tak jak chciałam. Wszystko przez tego cholernego Biebera. Robiłam dobrą minę do złej gry.  To nie w porządku. Zachowywałam się jakbym nieustannie miała okres. To mnie powoli wykańczało. Chciałam o nim zapomnieć, spędzić jak najwięcej czasu z Jace'm.. ale gdy tylko zamykałam oczy On porywał całą moją duszę przywołując najpiękniejsze wspomnienia. Czułam się podle w stosunku do Jace'a bo cały czas myślałam o Bieberze. Moim pocieszeniem było jedno: nie zobaczę go już nigdy więcej. Hartford to duże miasto, a JC nie obraca się w takim towarzystwie jak On. Nie wspominając już o szkole, bo ją sobie kompletnie olał. I właśnie w tym momencie zobaczyłam go na korytarzu z torbą przewieszoną przez ramie, z której wystawał plik zeszytów. Myślałam że mam omamy. Chciałam się zwyczajnie roześmiać. Co on jaja sobie ze mnie robi? What the fuck, ja się pytam!? Minął nas, a ja miałam ochotę powiadomić Jace'a że ten koleś wygląda zupełnie jak Bieber, ale powstrzymał mnie uścisk jego dłoni. Wtedy dotarło do mnie, że to nie figle mojej "dobrze poukładanej głowy". To był Justin Bieber we własnej osobie a Jace'owi się to cholernie nie podobało. 
-Co masz teraz?
-Historie. 
-Z nim?-Popatrzył na mnie, a ja bałam się odpowiedzieć. Kompletna głupota. 
-Tak. I proszę cie nie patrz tak jakbym miała iść na rzez bo on będzie w tej samej klasie. Nie zacznie strzelać do wszystkich i nie wezmie zakładników. Wyluzuj.-Poklepałam go po torsie i ruszyłam w stronę drzwi. Na szczęście nie ruszył za mną z kamizelką kuloodporną... Tylko tego by brakowało. Usiadłam w ostatniej ławce. Tak to ten pamiętny mebel, który sprawił, że dostałam zawału kiedy po wylądowaniu na ziemi i salwach śmiechu zrozumiałam, że gość obok to ten sam który pare dni wcześniej groził mi spluwą.. Fuck. Fuck. FUCK. Znowu on. To się robi wkurwiające. Serio. No tak. A miałam nie przeklinać. Koniec z pustymi postanowieniami.. Nie zauważyłam, że od pięciu minut trwa lekcja i wszyscy patrzą na mnie jak na wariatke.. Dość tragicznie krępujące. 
-No więc? Panno Lautner doczekamy się odpowiedzi?-Nauczyciel patrzył na mnie jak na skończoną idiotkę, która nigdy w życiu nie dotykała podręcznika od historii. Gdybym chociaż wiedziała jakie pytanie mi zadał...
-Jest to dar narodu francuskiego upamiętniający przymierze obu narodów w czasie wojny o niepodległość.-Spojrzałam w stronę z której dochodziła odpowiedz. Wmurowało mnie w tą pieprzoną ostatnią ławkę. Jak on mógł odpowiedzieć!? Przecież nie było go miesiąc! Nie uczył się, znając go, nawet przez chwile nie pomyślał o szkole a tu.. leci ze zdaniami wyjętymi z książki!? Coś jest nie tak. Chyba za dużo ostatnio wypiłam. Zielona herbata zaczyna mi szkodzić...
-Jeśli panna Lautner dalej będzie rozmyślać o swojej miłości może ją to drogo kosztować.-Ten jego potępiający uśmieszek.. Mało brakowało i szlag by mnie trafił. Przez wszystkie miesiące nauki w tej szkole zawsze byłam przygotowana.. Zamyśliłam się raz czy dwa a on mi wyjeżdża z takim tekstem? Błagam. Ten dzień to jakiś cholerny paradoks. Wszyscy mogli być przeciwko mnie ale nie nauczyciele! I to mój ulubiony profesor.. Przez resztę lekcji Bieber zdążył zarobić punkty za aktywność i ocenę bardzo dobrą za kilka barwnych odpowiedzi. To jakiś koszmar. Chce mi zrobić na złość!? Dlatego zgłębił cały materiał o wojnie niepodległościowej? Nie wiem co chciał uzyskać ale chyba mu się udało. Wyszłam jako pierwsza i omal nie uderzyłam Jessici w twarz, gdy chciałam dobitnie trzasnąć drzwiami. Zanim skończyłam ją przepraszać na horyzoncie pojawił się Jace. 
-I jak? Wszystko dobrze?
-Nie! Nie dobrze! Wręcz przeciwnie! Gdybym miała jeszcze choćby jedną lekcje z tym.. tym.. sukinsynem to przysięgam ci, że dałabym mu w twarz!- Krzyczałam już na pół korytarza, a mój oddech był tak płytki, że musiałam natychmiast gdzieś usiąść. 
-Chodz do bufetu. Zjesz coś i opowiesz mi co się stało, hmmm?- To było dziwne. Nie przyzwyczaiłam się jeszcze do jego charakteru. Justin od razu dopytywałby co się stał,o na wpół wściekły i zmartwiony, a ręce dygotałyby mu ze świadomości tego, że nie było go przy mnie. A Jace? On po prostu zaproponował mi bufet. Zbyt banalne posunięcie. Nie miałam na nic ochoty. Tym bardziej na siedzenie w najgłośniejszym miejscu w szkole... 
-Pójdę do toalety.-Nazbyt mocno wyszarpnęłam moją dłoń z jego. Teraz to sobie miałam ochote strzelić w twarz. Nie powinnam tak postępować, ale.. To ponad moje siły. Nie wiem co robić. 
Justin's Pov
Szła korytarzem, a łzy ciekły jej po policzkach. Usilnie próbowała to zamaskować, ale ja i tak widziałem swoje. Chciałem podbiec do niej i przytulić jej ciało z całych sił. Nie mogłem. I to sprawiało, że znów czułem się słaby.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~`
Jeśli przeczytałaś ten rozdział, proszę postaw choć kropkę w komentarzu. Chcę wiedzieć czy mam wgl dla kogo pisać ich dalszą historię.

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

44.Problem.

Dziewczyna popatrzyła na niego smętnym wzrokiem. Był wyraznie wychudzony. Podkrążone oczy i sine plamy na rękach sprawiły, że zrobiło jej się przykro. Nie mogła niczego cofnąć ani naprawić. A może nie chciała...
Czuł jak krople potu spływają mu po plecach a napięcie rosło z każdą sekundą trwania w gęstej ciszy.
-Przyszłam po swoje rzeczy..- Nerwowo bawiła się rękawiczkami unikając jego spojrzenia. Zabolało go to bardziej niż myślała. Chciał zaprosić ją do środka ale cofnęła się o krok. Dając do zrozumienia, że nie chce się do niego zbliżać. Została sama na korytarzu gdy on machinalnie ruszył ku sypialni. Bez cienia emocji podał jej duży, czarny worek. Czekał aż odejdzie, a ona nie mogła się nawet poruszyć. Coś kazało jej tam stać i patrzeć.. na to jak on cierpi. Każdy oddech sprawiał mu trudność, a ciało wspierało się o kawałek ściany. Oboje usłyszeli czyjeś kroki. Ktoś biegł po schodach. Odwracając się za siebie ujrzała wysokiego blondyna, który odetchnął z ulgą na jej widok.
-Jakiś problem Al?- Szatyna wmurowało w ziemię. Myślał, że tylko dla niego zarezerwowany był ten skrót. Nie wiedział jak grubo się mylił.
-Nie. nie wszystko w porządku Jace. Już idę.- Dziewczyna jak najszybciej chciała opuścić to miejsce. Było jej wstyd. Cholernie wstyd za to, że on musiał widzieć jej nowego chłopaka. Ale z drugiej strony to jak ją potraktował. To się nie liczyło? Oczywiście, że tak. Chyba nie myślał, że o wszystkim zapomniała, a teraz przyszła, żeby wpakować mu się do łóżka na przeprosiny... Nie zostawił jej wyboru, a Jace był zupełnie inny.
Schodząc po schodach zdążyła uchwycić jego spojrzenie. Pełne rozczarowania i bólu. Gdzieś w głębi serca czuła, że gra trochę nie fair.. a może to tylko złudzenie?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nowa postać:
                                                                 Jace Lee, 19

sobota, 2 sierpnia 2014

43. Zły dzień.

Justin's Pov 
"In that moment was so hard for me to breathe
You just took away the biggest part of me, yeah
Life is so unpredictable, yeah
Never thought a love like yours
Would leave me all alone
Oh no

You didn’t waste any time
Like you had already made up your mind
No sympathy
Cause I was out of line..


It was a bad day..."

https://www.youtube.com/watch?v=gotEw1JrByY 

Nie mogłem odpowiedzieć na pytanie które mój umysł zadawał sobie każdego dnia, w każdej godzinie, minucie, sekundzie.. 
Wiedziałem, że zrobiłem coś strasznego. Coś czego nie można wytłumaczyć. Usprawiedliwić. Coś co zaliczało mnie do przegranych. Spieprzyłem to na czym mi najbardziej zależało. Nie zasługiwałem na jej miłość. A w tym momencie nie zasługiwałem nawet na pogardę. Stałem się nikim. Nic nie znaczącym śmieciem. Tamten wieczór był zupełnie niewybaczalny a ja miałem tego świadomość. I chyba właśnie to było najgorsze... 
Zły dzień, który na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Jak znamie, które nigdy nie znika. Każda noc od tamtej pory wygląda podobnie. Monotonność wkradła się do mojego życia jak niechciana powłoka ciemności. Koszmar cały czas ten sam, nieustannie sprawiał mi ból. Zlany potem siadałem na łóżku nie wiedząc co mam robić. 
Bezradność. Moje drugie imię. 
Byłem coraz bardziej wyczerpany i obojętny na wszystko co działo się wokół mnie. 
Minął miesiąc a ja nadal tkwiłem w mieszkaniu przesyconym zapachem nikotyny. Nie myślałem..
że to był koniec. Sam nie wiem. Wszystkie moje emocje stały się nikłe. Jak mgła. Tylko w nocy odczuwałem je wszystkie naraz. Bałem się zasnąć...Nie mogłem myśleć o niczym innym.

O nikim innym...
Jej szept. Słyszałem go wszędzie. Jakby wyłaniał się z każdego mojego oddechu. To cholerne, palące uczucie którego nie mogłem się pozbyć. Każda komórka mojego ciała była bliska rozpadu. Moje wnętrze było wypełnione wszystkim co złe. Nie potrafiłem sobie z tym radzić. To wykańczało, jak powolna, bolesna:
śmierć. 
Myślałem o niej wiele razy.. 
Uwolniłaby mnie od wszystkich problemów. Była jak wolność, której doświadczałem tylko przy niej.. 
Dzwonek do drzwi obudził mnie z transu. Teraz zauważyłem, że przez cały ten czas grałem na gitarze. Znów ten wysoki dzwięk podrażnił mi uszy. Odkładając gitarę powlokłem się ku niemu. Max znów chce mnie gdzieś wyciągnąć. Josh kazał mnie dostarczyć do domu. Jadą na akcje i jestem potrzebny.. 
Gdy otworzyłem drzwi skóra na moich policzkach zapłonęła jak pochodnia. Jej szklane oczy spotkały się z moimi. Przez zaciśnięte wargi zdołałem wyszeptać tylko jedno zdanie.
-Tak mi przykro Al....

niedziela, 27 lipca 2014

42. Pytania.

Alex's Pov
Chaos. Zaczął ogarniać mój umysł, jak mgła ogarnia przestrzeń o poranku. Nie wiedziałam co mam czuć. Nienawiść - nie wiem czy na nią zasługiwał. Złość - nie byłam w stanie jej z siebie wydobyć. Smutek - za dużo było go wcześniej. Więc co miałam czuć? Nic? Patrzyłam na niego tak jak więzień patrzy w ścianę celi. Czułam metaliczny posmak w ustach i nadal trwałam w bezruchu. On? Mówił coś czego nie mogłam słyszeć. Bezgłośnie. Wylewał na mnie wszystkie złe emocje, nawet te z dalekiej przeszłości. Nadal trwałam. Splunął mi w twarz i odszedł. Powoli. Nie odwracając się ani razu.
Idąc po schodach modliłam się by ojciec nie wyszedł z sypialni. W korytarzu zobaczyłam swoje lustrzane odbicie. Stałam tam blada, tak jakbym niedawno umarła.
Umarłam. Wiedziałam, że coś we mnie zgasło. Płomień w moim sercu zamienił się w resztki dymu, który uchodził wraz z Nim.
                                                                 *
Sylwestra spędzałam sama. Nie chciałam być wśród tłumu uradowanych znajomych. Z muzyki czerpałam pocieszenie. Czy jakkolwiek można to nazwać. Przeglądałam tysiące zdjęć na stronach internetowych. Oglądałam setki vlogów. Piosenki słuchałam tylko jednej. Cały czas tej samej.

"I wanna dream what you dream
Go where you're going
I only have one life
And I only wanna live it with you
I wanna sleep where you sleep
Connect with your soul
The only thing I want in life
I only wanna live it with you
Oh yeah, oh yeah
I only wanna live it with you
Only wanna live it with you..."


https://www.youtube.com/watch?v=vzvz7Un0cic 

Słyszałam jego głos. Jakby był przy mnie cały ten czas. Wiedziałam, że to tylko złudzenie, ponieważ On nie zrobił nic. A ja nie mogłam odpowiedzieć na Jego pytania..
 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Oh.. Kochane przepraszam Was bardzo za tą przerwę, ale naprawdę nie miałam czasu na ten rozdział. Musiałam znów do niego "dojrzeć".. Choć ten miesiąc. Mam nadzieję, że mi wybaczycie i nie zniechęcicie aż tak bardzo. Ze względu na to, że jestem już po obozie będę dodawać conajmniej co tydzień :*

sobota, 21 czerwca 2014

41. Sam.

                         https://www.youtube.com/watch?v=f4R7Lk44AzU

-Muszę iść. Powiedziałam ojcu, że będę wieczorem i.. muszę być.-Zmierzwiła jego włosy, a on spojrzał w jej oczy ze zrozumieniem. Zamknęli za sobą drzwi i w milczeniu podążyli do samochodu. Na zewnątrz było wyjątkowo spokojnie. Tylko płatki śniegu powoli wędrowały ku ziemi. Cisza panowała w samochodzie, jakby jechali sami. Sami z sobą.. pogrążeni w myślach. Wpatrywali się w pustą drogę...
-Gdzie będziesz?-Spojrzała na niego z głębokim smutkiem. Nie chciała by był sam. Wiedziała jak to na niego wpływa. Chciała by był z nią, ale to nie było możliwe..
-W domu chłopaków. Jak zawsze.-Jego odpowiedz była spokojna, wpadała w przestrzeń niczym jej nie zakłócając. Monotonna. Samotna. 
-Będziesz sam?- Nie odpowiedział, zacisnął palce wokół kierownicy i zatrzymał samochód na podjezdzie. Ich pocałunek był pozbawiony jakichkolwiek uczuć. Choć chciała by wyrażał jej smutek, chciała przekazać mu cząstkę siebie. Podążyła ku oświetlonej bramie słysząc tylko warkot oddalającego się silnika. Zaciskając powieki dała ujście łzom. Spłynęły po jej zimnym policzku, a ona otarła je dopiero przy stole. Nie umiała przeżyć tych świąt bez mamy.. bez niego.. tylko z ojcem. Była sama. Tak jak on. Ale nie potrafiła się do tego przyznać. 
Tak bardzo chciała być teraz z nim, dać mu prezent, obejrzeć film... Widelec, który wędrował z talerza do jej ust.. sama nie wiedziała co zawierał. Jadła tylko po to by sprawić ojcu jakąkolwiek przyjemność. Wiedziała, że zamówił je specjalnie dla niej. On też chciał by ten wieczór przypominał wigilie, które przeżywali razem z mamą. Spojrzała na niego i dostrzegła coś czego wcześniej nie chciała widzieć. Podchodząc otarła jego łzy. Płakali razem, przytuleni do siebie. Ojciec z córką. Tak... jak nigdy. 

*
Rzucił kurtkę na skórzany fotel, a klucze brzęknęły o kuchenny blat. Oparł się o niego nie wiedząc co ma robić. Znów został sam. Jego uczucia zamieniały się w lód. Frustracja, którą czuł odbierała mu świadomość. Myślał tylko o tym. Samotny,smutny i pełny goryczy. Jej fale zalewały jego umysł podsuwając różne wyjścia. Wyjścia z tego świata w którym teraz nie chciał istnieć. Uderzając pięścią w przeciwległą ścianę poczuł promieniujący ból. Potem nie czuł już nic. Wszystko stało się płynne, takie same. Obolałymi dłońmi sięgnął po jedną z paru pigułek leżących w listwie podłogowej. Zacisnął szczękę i gniotąc ją wsypał zawartość do drżących ust. Butelka wódki roztrzaskała się o schody nie mogąc zagłuszyć jego krzyku. 

*
Wyszła zamykając za sobą drzwi najciszej jak tylko mogła. Wyrzuty sumienia nie dawały jej spokoju. Nie mogła zasnąć i tylko dlatego zobaczyła smsa. Czekała na niego. Chciała wiedzieć czy wszystko z nim w porządku. Z pośpiechu nie zdążyła nawet ubrać spodni.. Cienkie dresy od piżamy, kurtka i buty. Przerazliwe zimno uderzyło w nią i w jakiś sposób spotęgowało smutek. Zobaczyła jego sylwetke oświetloną lampą ogrodową. Przyspieszyła kroku chcąc jak najszybciej wtulić się w jego ramiona. Gdy się zbliżyła nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Okaleczone dłonie, chwiejące się ciało i wzrok którego nie poznawała. patrzył na nią rozszerzonymi zrenicami z pogardliwym uśmieszkiem. To nie był on, a ona nie zrobiła nic gdy zbliżył się i podniósł dłoń. Uderzenie sprawiło, że upadła w bok nie wiedząc co właśnie zrobił. Dopiero po chwili usłyszała jego szept i poczuła jak pali skóra na jej policzku.

niedziela, 8 czerwca 2014

40. Czułem...

Justin's Pov
Leżałem i myślałem. Leżeliśmy i myśleliśmy o tym samym lub o zupełnie odmiennych zjawiskach. W tym momencie wiedziałem tylko jedno. Ona była moim zjawiskiem. Nie chciałem wypuszczać jej z rąk nawet po to by dać jej głębiej odetchnąć. Już wcześniej wiedziałem, że ją kocham, ale teraz byłem pewien, że to co nas łączy to nie jest ot tak sobie młodzieńcza, szalona miłość. Zakochanie z filmów czy książek, ani nawet szczęśliwe zakończenia randek w kinach lub kawiarniach. Coś było naszym spoiwem, jakaś niespotykana energia przyciągająca nas ku sobie. Czułem jej oddech na skórze i za każdym razem było mi bardziej przyjemnie. Czuwała przy mnie kiedy spałem, teraz nie mogłem określić czy jest ze mną czy odpłynęła, a może po prostu przymknęła znużone powieki.. W tym momencie przysunęła się bliżej, choć myślałem, że bliżej można być tylko... Powoli przełknąłem ślinę starając się opanować. Zacisnęła nogę wokół moich bioder, wędrując palcami po rozgrzanych plecach. Zdecydowanym ruchem przewróciła mnie na nie i zaczęła delikatnie muskać ustami moje barki schodząc niżej z każdym pocałunkiem. Po kilku minutach usiadła okrakiem, tak, że moje kości biodrowe na pewno wbijały się w jej szczupłe uda. Chciałem się podnieść, ale natychmiast wpiła się w moje usta, rozpalając we mnie piekielny żar. Czułem jej zapach, jak zawsze przesiąknięty różami. Smakowałem jej usta, pełne a zarazem miękkie jak płatki jej ulubionych kwiatów. Smak jej warg był dla mnie jak oliwa dolewana do ognia. Wszystko we mnie pragnęło każdego skrawku jej ciała. Zrobiło mi się gorąco kiedy spojrzałem w te niebieskie oczy, które płonęły pożądaniem. Byłem pewien, że moje robią to samo. Palą się niczym ogień piekielny. Niemal nie oddychając trwaliśmy w pocałunku, a nasze języki tworzyły najróżniejsze sploty, łącząc się ze sobą. Rozpinając guziki jej niebieskiej koszuli myślałem tylko o tym. Ciepło które rozchodziło się wewnątrz mojego ciała, zaczęło kumulować się w jego dolej części. Jęknąłem powoli zsuwając materiał z jej bladych rąk, po czym rzuciłem go gdzieś w bok cały czas patrząc na jej idealne ciało. Sunąłem rękami od bioder, aż do piersi i zatrzymując się na nich, westchnąłem głęboko, patrząc jak Al lekko odchyla głowę. Opuszkami palców pieściłem je delikatnie od czasu do czasu łapiąc je w dłonie. Poczułem to uczucie towarzyszące przy każdym początku drogi na szczyt. W jednej chwili chwyciłem jej plecy i korzystając z momentu kiedy nasze ciała się zetknęły ściągnąłem koronkę z jej jędrnych pośladków. Zadrżała. Zupełnie jak ja gdy zobaczyłem ją całą. Leżała, z niecierpliwością czekając na mój kolejny ruch. Pochyliłem się nad jej szyją i wpiłem się w nią czując energię wypływającą z jej ciała, które oblało się kropelkami potu. Całując każdy centymetr skóry zbliżałem się ku dołowi, a moje wargi były coraz bardziej wilgotne. Kiedy poczułem dreszcz, który jednocześnie przeszedł nasze ciała chciałem jak najszybciej sprawić jej przyjemność. 
-Nie mogę Justin.-Te słowa przeszły mi przez głowę i długo w niej dryfowały, a ja zastygłem w bezruchu wsłuchując się w jej głos. -Nie możemy iść dalej, nie teraz, to nie jest dobry moment. Przepraszam jeśli cię zawiodłam.- Składając ostatni pocałunek na jej muszelce lekko się uśmiechnąłem.
-Dziękuję, że pozwoliłaś mi zajść tak daleko Skarbie.-Okrywając ją czułem, że muszę jak najszybciej ulotnić się do łazienki. Pędem ruszyłem ku otwartym drzwiom zostawiając ją śmiejącą się w niebogłosy. 
-Może mogłabym Ci pomóc?-Normalnie dałbym w twarz dziewczynie, która zaoferowałaby mi to w tak żenującym momencie, ale nie Alex. Niestety. To musiałem przeboleć. Z rozdartym sercem i wyciekającym honorem, ale musiałem. 
-Nie dzięki, mam jeszcze sprawne ręce.

piątek, 30 maja 2014

39. Jak to jest..

Alex's Pov 
Czułam się dziwnie. Jakby otaczała mnie pustka. Z jednej strony wylatywało światło, z nicości. Nie umiałam określić skąd się bierze. Nie wiedziałam czy jest ciepłe czy to po prostu promienie, które chciały mnie w pewny sposób otoczyć. Mój umysł był przytłoczony.. ale to konkretne uczucie powodowała druga strona, ciemna i gęsta. Wilgotna maź pełna bólu i strachu. Pot który spływał mi po plecach i dreszcze.. wszystko wywoływało spazmatyczny płacz w moim wnętrzu. Jakbym wiła się w ostatnich tchnieniach pożerana przez coś, czego zupełnie nie mogłam określić. Coś przerażającego, niepojętego, niedostrzegalnego przez ludzki umysł. Przez umysł żadnej istoty. Skołowanie i napięcie odczuwałam boleśnie poprzez wszystkie komórki mojego nędznego ciała. Serce biło mi szybko, ale kiedy mocniej zaciskałam powieki uspokajało się na chwilę, by pózniej znowu przyspieszyć. Byłam niewiarygodnie zmęczona. Nie fizycznie. Psychicznie chyba też nie. To było gdzieś głębiej, kryło się wśród moich zakamarków, do których nigdy wcześniej tak kurczowo nie zaglądałam. Przykuwało moje myśli, roztargnienie znikało i pojawiało się to czego nie mogłam opisać. Kiedy otwierałam oczy światło zlewało się z czernią tworząc jeden zwarty obraz. Oddychał miarowo w rozpostartej pościeli. Włosy zupełnie rozczochrane układały się w gęste kupki tu i ówdzie zawadiacko odstając. Każde pasmo było blado brązowe. Przypominające świeży karmel rozpuszczany na patelni z należytą troską i uwagą zapalonego mistrza. Mistrza który wiedział co robi, chciał stworzyć konkretne dzieło. Udało mu się. Cichy pomruk i przewrócenie na bok To już jedenasty raz w ciągu sześciu godzin. Tyle minęło odkąd wpiłam się w czarny fotel naprzeciwko łóżka. Czułam to znowu. Tym razem o wiele łagodniej. Uśmiech który powoli wkradł się na moją bladą twarz był całkowicie spontaniczny. W niczym nie przemyślany. Po prostu był. Patrzyłam na jego ciało. Idealne w każdym calu. Wszystkie proporcje zachowane należycie onieśmielały każdego kto mógł je dostrzec. Ja byłam tym szczęśliwcem, który mógł je podziwiać nie ponosząc żadnych konsekwencji. W tej chwili liczyła się tylko ta chwila. Mijająca w każdej sekundzie mojego pobytu. Blizny które obficie zdobiły jego brzuch postanowiły zabliznić się we mnie. Spróbowałam poczuć to samo co on. W zasadzie nie wiedziałam co czuł i bardzo chciałam wiedzieć. Słowa same wyszły z moich ust, zupełnie nie wiedziałam, że zadałam mu pytanie, cierpliwe, wytrwałe w czekaniu na odpowiedz.
-Jakby ktoś przebił ci nogę wielkim, rozgrzanym kawałkiem drutu kolczastego. Ale  na początku nic nie czujesz. Kiedy mija pierwszy szok nie możesz się ruszyć, to paraliżuje jak ogromny strach, którego nie można sobie wyobrazić. Potem czujesz jakby każda tkanka, mięsień, komórka paliły się niespożytym ogniem. Bez końca. Jakbyś umierała Al.- Podniósł się i kiwnął w moją stronę. Cicho położyłam się obok wtulając w jego szyję. -Dlatego nie chcę by coś ci się stało.-Objął mnie bardzo mocno jakby zamykając w pomieszczeniu bez drzwi i okien. Przestrzeń wypełniało ciepło bijące od niego jak wartki strumień. Dopiero teraz zrozumiałam dlaczego nazywają go Jet. Niczego takiego wcześniej nie doświadczyłam, czułam wszystko co było możliwe w tym samym czasie i bałam się, że ta mieszanka nie wpłynie na mnie dobrze. Wbijałam paznokcie w jego gładką skórę nie zdając sobie sprawy z tego, że cała drżę. Jego obecność sprawiała, że czułam się jak nieziemska istota, oddalona od zwykłych przyziemnych problemów szarej rzeczywistości. Świat w którym przebywałam nikł gdy traciłam go z oczu. On dawał mi to poczucie, szczęście i coś więcej. Radość z każdej sekundy która wydłużała się za każdym razem kiedy tonęłam w jego spojrzeniu. Był zagadką tak zawiłą, że musiałoby minąć wiele lat bym choć trochę się w nim rozejrzała. Bezpieczna. Tak czułam się teraz. Byliśmy tylko my. Dwie osoby, dwie dusze. Pragnęłam by to wszystko nigdy mnie nie opuszczało, nie przestawało być. Tylko tak odzyskiwałam wewnętrzny spokój. Poprzez jego bliskość i ciszę, która spowijała nas jak gęsta mgła. Kojąca jak krople wody. 
                                                           * 
Przepraszam za tak krótki rozdz... i za to że znów długo nie dodawałam. Mam nadzieję, że wyrazicie swoje zdanie o tym kawałku spisanego "papieru". W moim życiu wiele się zmieniło. Bardzo wiele. Uczucie które mi towarzyszą są częścią nowej podróży. Postaram się jak najszybciej napisać kolejny rozdział ich życia. Dziękuję za komentarze. Wiele dla mnie znaczą.


piątek, 16 maja 2014

38. Jest dobrze.

*Kilka dni pózniej*
-Nie, nie muszę chodzić do żadnego psychologa tato. Nie rozumiesz? Nie, nie jestem psychiczna. Wiem. Wbrew temu co piszą w gazetach i myśli pół szkoły. Cała. Tak cała. Jest dobrze. Nie zrobię tego więcej, Justin mi pomoże. Nie obchodzi mnie twoje zdanie na jego temat. Nie znasz go. Dobrze nie będę poruszać tego tematu dopóki jesteś w domu. Mhm, właśnie wyjeżdżamy. Jak to skąd? Ze szpitala.. musiałam odebrać rzeczy. Będę po 19.00 Pa.- Dziewczyna ze zmęczoną miną nacisnęła palcem na zimny ekran. Podając chłopakowi dużą torbę, westchnęła głęboko i mijając w drzwiach pielęgniarkę wyszła na korytarz. 
-Do widzenia!- Pulchna kobieta uśmiechnęła się życzliwie.
-Wesołych świąt.- Blondynka odwzajemniła miły gest i ruszyła pędem ku windzie. Gdy byli już w samochodzie odetchnęła z ulgą, jakby olbrzymi ciężar, który dzwigała jej podświadomość powoli się zmniejszał. 
-Gdy tylko przekroczymy próg mieszkania masz mi powiedzieć o co chodzi, dobrze?-Szatyn obdarzył ją niewyobrażalnie kochanym spojrzeniem. Przeczuwał, że to, co ona ma mu do powiedzenia nie będzie ani przyjemne, ani pocieszające. Wręcz przeciwnie. Czuł, że znów zaczną się problemy i znów nie będzie mógł spać spokojnie. Był cholernie zmęczony po kilku nieprzespanych nocach. Słaniał się na nogach jak chodzący duch i tylko myśl o tym, że jego dziewczyna doszła do siebie trzymała go wśród żywych.
-Tak, jeśli obiecasz się przespać. 
-Z tobą? Oh zawsze kochanie, gdzie chcesz.- Jego łobuzerski uśmiech sprawił, że dziewczyna musiała parsknąć śmiechem. 
-Mówiłam ci już, że jesteś okropnym zboczuchem?
-Chyba z 300 razy Pączuszku.-Sexownie oblizał usta, robiąc na końcu wielki dziubek. 
-Pączuszku?! Czy ty sugerujesz, że przytyłam!?-Blondynka zaczęła gwałtownie się obracać, bezskutecznie szukając choćby grama tłuszczu pod grubą, zimową kurtką. 
-Zwariowałaś? Al martwię się o ciebie. Przecież wiesz, że po tym szpitalnym jedzeniu nikt nie tyje i ty też wręcz przeciwnie. Prócz piersi wszystko ci jakoś tak... zmalało.-Jego wzrok wędrował po jej niespokojnej twarzy od warg aż po czubek czoła.
-Jedyną moją zaletą jest to, że cokolwiek bym nie zrobiła piersi mam takie same.-Pokiwała głową z zadowoleniem. 
-I tak ma być.-Chwytając ją za ręce,lekko ucałował jej spierzchnięte usta. Po chwili, która dla dziewczyny trwała wieczność oderwał się od niej i ruszył z ośnieżonego parkingu. Na ulicach widać było wielu Mikołajów, bazarki z jemiołami, choinkami i bombkami, a wystawy sklepowe uginały się pod wszelkimi rodzajami prezentów. Tych typowo świątecznych i tych nowoczesnych. Dzwięki dzwoneczków i jakiś chór który śpiewał kolędy na rogu ulicy. To było coś pięknego, jedynego w swoim rodzaju. Wychodząc z windy oboje znajdowali się w innym świecie. Chwilowo żadne z nich nie myślało o sprawach przyziemnych, błahostkach i ludzkich problemach. Odpłynęli.. a powrócili do siebie dopiero gdy razem usiedli na łóżku. 
-Nie wiem od czego zacząć. Od porządków, spania, czy od wyjaśniania co się dokładnie wydarzyło...-Mocny dreszcz przeszył ciało szatyna i zakłopotanie jak fala zimnej wody wylało mu się na twarz, sprawiając, że trochę się skrzywił. 
-Wskakuj do łóżka i..
-Nie. Alex nie będę mógł spać w miarę spokojnie, gdy będę myślał o tym co masz mi powiedzieć. Lepiej zrób to teraz. Proszę skarbie. Nie mów nie.-Opierając łokcie na kolanach, odwrócił głowę ku niej. Nie miała wyjścia. Chyba musiała opowiedzieć o wszystkim teraz...
-Poszłam do Emily.. do tej mojej "nowej" przyjaciółki. Przez poprzedni tydzień opowiadała mi o jej nowym chłopaku. Kiedy do niej poszłam nie wiedziałam, że tam będzie. Byłam trochę zaskoczona.. ale najgorsze było to gdy go zobaczyłam. Wierz mi Jus.. dosłownie straciłam oddech, bo..- Chłopak nachylił się uważnie nasłuchując, jego ciało drgało z przejęcia i niecierpliwości. 
-No mów. Kto to był Alex? Kto?
-Blunt.-Dziewczyna odczytała nazwisko z treści sms'a. Chłopak wstał gwałtownie i stanął przed nią zupełnie inny. Jakby w amoku. 
-Co!? Jakim prawem ten skurwiel... co on wymyślił, co planuje, co chce ci zrobić. A.. Alex nie możesz się widywać z tą jego dziwką. 
-Ej! Hola hola! Emily nie jest żadną dziwką! Cofnij to Justin!- Oburzona stanęła przed nim i wierciła dziury w jego zamglonych źrenicach. 
-Przepraszam, ale to nie jest teraz ważne. Nie rozumiesz, że on z nami pogrywa? Pogrywa ze mną? I to teraz kiedy chłopaki są za granicą.. Ale nie martw się Kochanie choćbym miał zdechnąć, obronię cię, rozumiesz? Obronię.- Szatyn przycisnął dziewczynę do siebie, tak mocno, że z trudem łapała oddech.
-Puść mnie Jus, słyszysz? Jet puszczaj!-Ocknął się i uwolnił ją pchając w tył. Zupełnie nie wiedział co się dzieje. 
-Uspokój się. Wszystko będzie dobrze. Jest dobrze. Jesteśmy tu i teraz. Na razie nic nam nie grozi. Mi też, bo jestem z tobą. Odetchnij głęboko, rozluznij się.- Podeszła do niego powoli i ostrożnie zaczęła całować jego szyję od barku, po koniec szczęki. Kilkanaście sekund wystarczyło by jego napięte mięśnie ustąpiły dreszczom rozkoszy. Obejmując go na tyle ile mogła poprowadziła ku zgniecionej pościeli. Musisz spać. Pózniej porozmawiamy. 
-Chce cię Alex..
-Zobaczymy... na tę chwilę jesteś nieżywy więc nic już nie mów i kładz się. Miłych snów.-Dziewczyna szybko nakryła jego zimne ciało i zamykając drzwi posłała mu słaby uśmiech. Sama wątpiła w to, że będzie dobrze, ale nie chciała niepokoić go do czasu.. do czasu.


niedziela, 27 kwietnia 2014

37. Odejść..

*zanim zaczniecie czytać, spójrzcie w dół/na koniec*

Justin's Pov
Wściekły wsiadłem do samochodu. Byłem tym wszystkim zmęczony i martwiłem się co z Alex. Jak ja jej to wytłumaczę? Jak powiem prawdę? Nie wiem co powiedziała ta szmata, ale znam Al na tyle by wiedzieć, że jest gotowa rozszarpać mnie na strzępy. Oczy same mi się zamykały, kiedy jechałem w stronę jej domu. Śnieg otaczał mnie z każdej strony, a światło latarni dawało nieprzyjemny blask czarnym ulicom wyłaniającym się z mroków. Przysnąłbym gdyby nie głośny dzwonek telefonu. Odblokowując go przełknąłem ślinę, widząc znajomy numer.
-Tak?-Ocknąwszy się, próbowałem zapanować nad ciałem, które zdawało się być wrakiem, który cholernie potrzebuje odpoczynku.
-Co jej zrobiłeś?- Usłyszałem mocny głos mężczyzny. Poczułem totalne zdezorientowanie.
-Komu? Alex?- To pytanie było jednym z najgłupszych, jakie kiedykolwiek zadałem. Pierwsza myśl: znów ktoś z gangu. Ale przecież...
-Nie wiem kim jesteś sukinsynie, ale przez ciebie moja córka leży w szpitalu. Rusz swoją pieprzoną dupe i przyjedz na Forest 44- jak najszybciej. Ona chce się z tobą rozmawiać.-Nie potrafię opisać uczucia jakie ogarnęło mnie po słowach tego mężczyzny. W uszach cały czas słyszałem:"...przez ciebie moja córka leży w szpitalu".. To wszystko przekraczało wszelkie granice stabilności mojego umysłu. Nie wiedziałem nic. Zupełnie nic. Na chwilę przestałem istnieć. Utonąłem w czymś czego nie mogę określić. Liczyło się to, że znów coś się stało -przezemnie. Znów zawiodłem. Zraniłem.
Łamiąc wszystkie przepisy ruchu drogowego jechałem jak szatan. Nie myślałem wtedy o niczym. Wbiegając na recepcję, a pózniej po schodach do wyznaczonej sali, krew w moich żyłach wybuchała jak czynny wulkan, a temperaturę mojego ciała można było spokojnie przyrównać do gęstej magmy. Pierwsze co zobaczyłem wpadając do środka to wyraz jej twarzy. Pełen bólu i cierpienia. Serce powoli przestawało mi bić, kiedy podszedłem na wprost niej. Ręce w bandażach i łzy w oczach sprawiły, że czułem się podlej niż wtedy, gdy Jay chciał ją zgwałcić... Rozmawialiśmy kiedyś o ludziach, którzy sami się okaleczają. Alex powiedziała wtedy, że są bardzo odważni i tylko wielki ból mógłby ją skłonić do czegoś takiego. Zacisnąłem dłonie na ramie łóżka, wciąż patrząc w jej oczy. Czekała aż coś powiem, a ja nie mogłem nawet oddychać. Tak bardzo siebie nienawidziłem..
Minęło dużo czasu przepełnionego ciszą i niemym wyrazem naszych twarzy. Wiedziałem o co pyta, choć nie wypowiedziała ani jednego słowa. Nawet szeptem. Siadając na łóżku odgarnąłem kosmyk jej jasnych włosów. Znów nastała chwila milczenia, która dusiła mnie i przytłaczała swoją niezmierzoną siłą. Oboje płakaliśmy, a sala była przepełniona ciszą. Ciszą, w której dominowały ból i niepewność. Niepewność tego co mam jej do powiedzenia..
-Nie spałem z nią, nie dotknąłem. Ani dzisiaj, ani nigdy przedtem. Nie zdradziłem cię Al. Nie mógłbym. Nie..-Zabrakło mi tchu, powietrza i słów. Nie chciałem jej mówić by mi uwierzyła. To do niej należała ta decyzja. Gdy chciałem odejść by dać jej czas, chwyciła mnie za palce, tak jak kiedyś. Otarła łzy ściekające wolno po moich policzkach i ucałowała moje mokre oczy.
-Nie zostawiaj mnie Justin. Nie zostawiaj.

                                                                 *
 Dziękuję 14 obserwatorowi, dziękuję za komentarze, poza tym w rozdz Soon is now pojawiła się nowa postać, która tak zaintrygowała.
Kochane daję wam link, jak pisałam rozdział słuchałam tej piosenki i bardziej się wczułam. Mam nadzieję, że wy też poczujecie ogrom tych uczuć. https://www.youtube.com/watch?annotation_id=annotation_74207&feature=iv&src_vid=yTTssMrpAo0&v=SbphlnaJMNc

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

36. Kłamstwo.

Alex's Pov
-Cześć miałam nie dzwonić wiem, ale...
-Justin nie może teraz rozmawiać- Głos dziewczyny zadzwięczał mi w uszach tak, jakby ktoś rozbił szklaną butelkę koło mojego ucha.. Był taki słodziutki, że mój żołądek musiał się powstrzymywać, żeby nie wysłać obiadu w podróż ku powierzchni. Nie musiałam widzieć jej twarzy. Wiedziałam, że arogancko się uśmiecha. 
-Coś przekazać?-Te przesłodzone do granic możliwości słowa doprowadzały mnie do szału. 
-Nie. Miłej nocy.-Warknęłam przez zęby rozłączając się. Napełniłam płuca powietrzem, a widząc jak szybko oddycham wszystko wydało mi się wkurwiające. Nawet temperatura w pokoju, która jeszcze minutę wcześniej była idealna. Pojechał po dragi, tak? Właśnie usłyszałam gdzie i z kim jest ten skurwiel. On nigdy nie zostawia komórki byle gdzie, chyba, że śpi. No tak. Co innego mógłby robić z jakąś dziwką o 1.00 w nocy?! Osunęłam się z łóżka na dywan, patrząc na gojące się słowa "dziwka mordercy"... Wpatrując się w nie od trzydziestu minut wściekłość i nadmiar emocji niebezpiecznie rosły w moim wnętrzu, namnażając się jak niezidentyfikowane skupisko bakterii. Znowu to samo. Znów go nie obchodzę, znów mnie okłamał. Jak może spędzać noc z jakąś suką wiedząc, że ciągle się o niego martwię? Jakim chamem trzeba być..
by igrać z moimi uczuciami po raz któryś z kolei. Już nie wytrzymuję, nie mogę więcej. Nie myśląc racjonalnie wbiegłam do łazienki i wyjmując z szafki żyletkę zaczęłam ciąć skórę gdzie popadnie, krzycząc na cały dom. Łzy zamazały mi słaby obraz ciemniejącej żarówki, krople krwi kapały na ziemię jak te, które zapowiadają większe opady przejrzystego deszczu. Rany których przybywało mi z niesamowitą szybkością szczypały niemiłosiernie. Przypominając sobie noc porwania i dwóch osiłków z nożami położyłam się w łazience. Mój płacz odbijał się od ścian, docierając do mnie w zniekształconej postaci. Zwalniając uścisk żyletka wypadła mi z drżących dłoni cicho brzęcząc.

Josh Lautner wszedł do domu z grubą aktówką w ręce. Zapalone światła na górnym korytarzu świadczyły o tym, że córka jest w środku. 
-Alex?-Rozglądając się rzucił płaszcz na oparcie fotela. Gdy nie usłyszał odpowiedzi wszedł powoli po schodach otrzepując przy tym buty od lepkiego śniegu. Otworzył drzwi do pokoju dziewczyny pewny, że zastanie ją śpiącą lub ze słuchawkami na uszach. Tymczasem zobaczył ciało dziewczyny leżące w łazience i zaschniętą krew na całej powierzchni jej chudych rąk. Zdezorientowany rzucił się ku niej i sprawdzając czy oddycha dostrzegł żyletkę przy rozwichrzonych włosach córki. 
-Alex kochanie.. coś ty zrobiła?- Podniósł ją do pozycji na wpół siedzącej, jedną ręką podtrzymując jej plecy, drugą zaś wybierając numer pogotowia. 
-To wszystko przez niego..-Dziewczyna wyszeptała przez spękane wargi, trzęsąc się mocno i widząc tylko zatroskaną twarz ojca. 

-Ktoś dzwonił.-Szczupła brunetka o zniewalająco długich nogach i ciemnych oczach podała chłopakowi komórkę, gdy wyciągnął ku niej rękę. On szybko odblokowując telefon spojrzał z niesmakiem na ekran. 
-Odebrałaś?! Mówiłem ci, żebyś nie odbierała żadnych moich telefonów, przedtem i teraz. Ta zasada obowiązuje zawsze.- Warknął zdenerwowany kierując się do wyjścia. Zanim chwycił za klamkę coś go tchnęło. Żywe a zarazem dziwne uczucie ukłuło jego serce. Odczuł cierpki ból, który trwał zaledwie sekundę. 
-Kto to był?-Spojrzał na nią ze złością w oczach. Żyła na jego szyi uwydatniała się z każdym spojrzeniem przeszywającym roznegliżowaną dziewczynę, która była zbyt pewna siebie w stosunku do niego.
-Jakaś suka.. Pieprzyła coś o tym, że miała nie dzwonić, ale...-W tym momencie przerwała, bo gardło miała ściśnięte przez silne dłonie szatyna. Próbując nabrać choć trochę powietrza biła go po torsie.
-Nigdy więcej nie nazywaj jej suką.. bo skończysz tak jak Victoria.-Jego miętowy oddech zmieszany z nutą nikotyny uderzył w nią niczym wymierzony policzek. Gwałtownie zachłysnęła się powietrzem, upadając na kolana. Zaskoczona patrzyła jak chłopak, którego tak pragnęła splunął jej pod nogi  i z pogardą w oczach trzasnął drzwiami.

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

35. Twój trup.

Alex's Pov 
 * 15 dni pózniej
-Mogę dzisiaj u ciebie nocować?- Ubierając buta skakałam na jednej nodze. Miałam nadzieję, że się zgodzi. 
-Chciałbym, ale jestem dzisiaj w roli chłopca na posyłki.-Powoli oblizał usta i drapiąc się po szyi dał mi do zrozumienia, że nie bardzo jest mu to na rękę. 
-Co przez to rozumiesz?-Zasunęłam kurtkę i obróciłam się ku niemu.Na odpowiedz musiałam trochę poczekać.
-Jadę  dostarczyć coś chłopakom na mieście.- Mina mi zrzedła...
-Znów dostarczasz dragi?- Pokiwał głową sztywno i nienaturalnie. 
-Kochanie tylko proszę, nie denerwuj się, wrócę cały, a potem pojedziemy na obiad.-Objął mnie i nie wypuszczał z mocnego uścisku. 
-Wolę, żebyś wypoczął po całej nocy.-Moja podświadomość co sekunda dawała mi w twarz. Wiem. Nie powinnam mu na to pozwalać, ale to jego praca. Poza tym wolę to niż zabijanie.. choć szczerze mówiąc nienawidzę, kiedy musi wyjeżdżać na takie akcje. Za każdym razem dostaję rozstroju nerwowego, wszystko mnie boli i przepłakuję dobrą godzinę nieustannie się martwiąc. A kiedy wraca nazajutrz do szkoły lub odczytuję wiadomość typu: "Shawty nic mi nie jest. lub "Kocham Cię Skarbie :)" mam ochotę kopnąć go tam gdzie słońce nie dociera.. Wyszliśmy z domu prosto w wielką zaspę. Wiatr dął jak mały huragan wzniecając hałdy śniegu w powietrze i sprawiając, że biały puch kłuł w skórę milionami lodowych odłamków. 
-Naprawdę  musisz dostarczyć im to dzisiaj?!- Krzyczałam co słowo zamykając usta pod naciskiem podmuchów. Wsiadając do samochodu otarłam twarz chusteczką, zmazując sobie przy okazji pół makijażu nad którym pracowałam ponad dwadzieścia minut. Justin zaczął poprawiać włosy z miną największego męczennika. 
-Muszę Alex, w tym tygodniu moja kolej, poza tym chłopaki wyjechali na święta. 
-Do rodziny?-Patrząc na mnie ze smutkiem, którego na sto procent nie chciał okazywać pokiwał głową. 
-Nie. Na Karaiby.- Zakrztusiłam się własną śliną.. Wiem, że jest cholernie zimno, szaro i nieprzyjemnie, ale na wyspie raczej nie czuć nic z tej świątecznej atmosfery.. Dla mnie to niepojęte, żeby wyjeżdżać na "święta" pare dni przed Bożym Narodzeniem. 
-Podejrzewałabym wszystko tylko nie to.-Mocniej ścisnęłam szalik. Justin odpalił silnik od razu mocniej docisnął gaz. 
-Błagam jedz ostrożnie. Jest ślisko i ..
-Wiem jak mam prowadzić.-Warknął nagle hamując co spowodowało, że samochód okręcił się wokół własnej osi. Tak. Właśnie widzę jak potrafi.. Czasem zachowuje się jak pieprzony cwel. Czy mężczyzni tudzież chłopcy zawsze muszą być tacy pewni siebie i swoich umiejętności względem wszystkich pojazdów mechanicznych!? Kompletny nonsens. Ale... nie to mnie zdenerwowało. Znów zaczynał.. a ja nie miałam najmniejszej ochoty na jego złość. Cisza jaka między nami zapanowała była straszliwie niezręczna. Nie chciałam zaczynać rozmowy, wiedząc, że i tak by nie odpowiedział. Już zapomniałam jak to było, kiedy prawie ciągle byliśmy skłóceni lub zli. Nie chcę znów przeżywać tego samego, ale dziś nic już nie zdziałam. Muszę dać mu czas na uspokojenie się i szanse wyciszenia. Kaszląc odblokował drzwi, a ja zauważyłam, że jesteśmy na miejscu. Rzuciłam mu krótkie" Dziękuję" i ruszyłam w stronę domu Emily. Trudno w to uwierzyć, ale trochę się z nią zżyłam przez ostatni projekt z biologii. Pomijając fakt, że byłam wściekła i zmęczona ciągłym wypytywaniem o Justina i wpajaniem mi, że jest śmiertelnie grozny i zrobi ze mnie narkomankę łamiącą prawo w każdy możliwy sposób. Ogólnie rzecz ujmując była jedną z lepszych dziewczyn w szkole, choć imprezowała... ale dopóki nie wyciągała mnie na różne domówki było okey. Zadzwoniłam domofonem, przeciągły chrzęst i bramka stanęła otworem. Dłonie choć w rękawiczkach zdązyły mi już skostnieć. Weszłam do środka z ulgą i pełnią wdzięczności za szybką reakcję. 
-Emily? Jesteś?- Zaczęłam ściągać czapkę po raz trzydziesty z kolei podziwiając wnętrze jej holu. 
-Już idziemy!-Śmiech dziewczyny rozległ się razem z głośnym tupaniem po schodach. Zaraz. Jakie IDZIEMY!? Gdy wpadła do przejścia w ramionach barczystego bruneta myślałam, że zacznę krzyczeć. Krew natychmiast odpłynęła mi z wszystkich kończyn. Powstrzymując strach oparłam się o komodę, starając się przy tym być jak najbardziej naturalną.... Więc to on jest jej nowym, wspaniałym, przystojnym, szalenie męskim i pociągającym chłopakiem o którym opowiadała mi od tygodnia? To nie mogło się dziać naprawdę, ktoś ewidentnie zrobił mi żart. Cholernie niesmaczny żart.. To nie może być przecież ten sam chłopak z lasu, ten który wypytywał o mnie w szkole, który był u mnie w domu. Brunet, którego Justin chciał zabić.. 


piątek, 28 marca 2014

34. Nadal..

Justin's Pov 
Uśmiechnęła się i całując mnie w szyję jeszcze bardziej się przybliżyła. Schylając głowę musnąłem jej usta i podniosłem się do połowy by ściągnąć koszulkę. Rzuciłem ją w bok i znów nas nakryłem. Alex mruknęła przeciągle błądząc palcami po mojej klatce piersiowej. Nie mogła ukryć tego, że ją to kręci. Zacisnęła powieki i uniosła wzrok. 
-Mogę cię o coś zapytać?- Jej mina wskazywała na to, że jej pewność siebie spierdoliła w sekundzie w której wypowiedziała te słowa. 
-Jasne Kochanie, pytaj o co chcesz.-Głaszcząc ciepłe biodro dziewczyny wpatrywałem się w głęboki szmaragd jej oczu.
-Problem w tym.. że że się boję.-Urwała, a moja ręka zesztywniała zatrzymując się na jej talii. 
-Czego się boisz?-Szerzej otworzyłem oczy, czekając na to co powie. Przez długą chwilę słychać było tylko nasze ciężkie oddechy. 
-Twojej reakcji..-Mocno zacisnęła powieki, jakby spodziewała się uderzenia w twarz. Zabolało. Zabolało mnie to, w jaki sposób odbierała moje zachowanie. Bała się mnie. Nadal się mnie bała...
-Nie chcę, żeby stała ci się jakakolwiek krzywda, ani ze strony tych wszystkich sukinsynów, ani tym bardziej z mojej... Wiem, że nie potrafię nad tym zapanować, ale to wszystko przez przeszłość. Musiałem stać się takim potworem.. musiałem nim być.. by nie czuć.- Ręce mi drżały tak, że musiałem cofnąć je ku sobie i zacisnąć dłonie w jedno. Jej ręka powoli głaskała mój policzek. Obejmując mnie na tyle, na ile zdołała sprawiła, że jej wewnętrzne ciepło uświadomiło mi, że nie jestem sam. Już nie.. 
-Chciałam zapytać tylko.. o twoją rodzinę.- Szepnęła w mój bark rozprostowując i chowając palce na moich plecach. Zaciągnąłem się powietrzem. Była moją dziewczyną i chciałem żeby znała prawdę. 
-Nie bardzo wiem, jak się z tym zmierzyć..-Pocałowała mój obojczyk dając mi do zrozumienia, bym nie bał się niczego. Nie bał się jej odrzucenia. Nie wiem jak to jest, ale chyba rozumiemy się bez słów..
-Kiedy miałem 12 lat dowiedziałem się, że ojciec idzie siedzieć za przemyt. Wiedziałem tylko tyle, do momentu rozprawy. Skazano go na pięćdziesiąt lat za zabójstwo jednego z meksykańskich przemytników. Ona nadal starała się bym czułą osobą i jak najlepszą matką.. dopóki któregoś dnia nie postanowili się zemścić. Zgwałcili ją i przywiązali do auta.. Ciągnęli kilkanaście kilometrów.. a odcieli linę dopiero wtedy gdy ciało było tak.... - przełknąłem gulę, a ból znów rozsadzał mnie od środka. Dziewczyna objęła mnie jeszcze mocniej i czułem jak jej łzy ściekają mi po szyi. -Rozpoznałem ją tylko po medaliku, który zawsze miała na sobie..-Oczy piekły mnie od słonej substancji pod powiekami, wszystko wróciło, ale nie mogłem tak skończyć musiałem to przezwyciężyć, wyrzucić to z siebie.. -Po pogrzebie wszystko się zmieniło, uciekliśmy z tym skurwielem do gangu ojca... Na początku byliśmy tylko chłopcami na posyłki. Jay wyszedł wyżej, ja zostałem na dnie. Dusząc w sobie nienawiść do wszystkich wokół musiałem przybrać tą pieprzoną maskę..... 
 Inaczej już dawno strzeliłbym sobie w łeb.-Objąłem ją by poczuć jej bliskość.-To gówno przejęło dowodzenie, ja poznałem Victorię.. ale nie mogłem tam żyć, ze wspomnieniami.. Każda ulica, plac, budynek.. wszystko przypominało mi tylko o jednym. Brzydziłem się nimi, bo potrafili tylko pieprzyć, katować i zabijać. Tego się nauczyłem.. Kiedy wsadzili mnie do paki dla młodocianych nauczyłem się jeszcze więcej. Gdy wyszedłem, trafiłem tu. Z dobrą opinią w złych kręgach.
-Przepraszam Justin. Nie chciałam, nie wiedziałam, nie..-Szeptała w przestrzeń dławiąc się łzami. Biorąc jej wątłe ciało uniosłem je do góry, tak by nasze oczy były mniej więcej na tym samym poziomie. 
-Nie mogłaś wiedzieć. Nie przepraszaj. Nie masz za co. Jesteś niewinna. Wiesz...jesteś tym czego zawsze pragnąłem najbardziej, więc dziękuję za to, że jesteś i sprawiasz, że chcę mi się żyć.-Popatrzyła na mnie ocierając strugi łez. Ucałowałem jej pełne wargi w uśmiechu.
-Chcę ci pomóc..-Pociągnęła nosem wplątując mi palce we włosy. 
-Już mi pomogłaś. 
                                            * 
Przepraszaaam Kochane moje !!!!!!! No serio.. ;c ostatnio mam tyle do roboty, że to jest niemożliwością. Jak nie spotkanie to internetu nie miałam przez tydzień, to codziennie mam coś w szkole. Istna patologia, ale chcę się poprawić i dodawać przynajmniej 2-3 rozdz miesięcznie więc znów zacznie się niepokój, znów będzie im ciężko... więcej zdradzać nię będę, dziękuję że czytacie :* KOCHAM WAS <3

sobota, 8 marca 2014

33. Z tobą.

-Będziemy tutaj tak siedzieć czy pójdziemy na górę?-Chyba nawet sam Bóg nie wie jak bardzo kocham jego uśmiech.. Oparłam się o jego bark i westchnęłam zrezygnowana.
-Wszystko mi jedno bylebyś tylko spróbował włączyć prąd, bo chyba coś padło.-W tym momencie przerwałam bo chłopak nie mógł powstrzymać śmiechu. 
-Co ci tak wesoło?- Zaintrygowana patrzyłam na niego zupełnie nie wiedząc z czego się naśmiewa.(Możliwe, że ze mnie..)
-Kochanie to ja wyłączyłem bezpieczniki. Nie domyśliłaś się?-(No oczywiście, że ze mnie a z kogo innego...)
-Czy ciebie do końca pojebało!? Chciałeś żebym zeszła na zawał!? 
-Nie. Chciałem żeby nikt mnie nie zauważył. Ani twoi sąsiedzi ani ty.- Pocałował mnie w czoło z pobłażliwym wyrazem twarzy. No tak.. Doszczętnie zgłupiałam przez moją wyobraznię. Miałam wielką ochotę walnąć się w czoło. Jestem chodzącą tragedią.
-To będziemy dalej tkwić na dywanie?
-Nie chce mi się wstawać.-Jęknęłam. Popatrzył na mnie bez zrozumienia.Zaraz. Ta iskra w oku.O co cho..
-Aaaaaaaaa... Justin!!- Przerzucił mnie sobie przez ramie i ruszył ku schodom. Mogłam jedynie przypuszczać, że jest z siebie jak najbardziej zadowolony. 
-Tylko uważaj na stopień.. Aaaaaa!!!!- Zaczęłam bić go rękami po plecach. Jeszcze troche większy kąt nachylenia a leżelibyśmy jak dłudzy. Justin z rozkwaszonym nosem a ja z przytrzaśniętymi nogami. Wymarzona wędrówka po schodach..
-Mówiłam żebyś uważał!-Chłopak śmiał się w niebogłosy i nie mogłam nie śmiać się razem z nim, choćbym nie wiadomo jak przygryzała wnętrze policzków. 
-Ał.. Kochanie, nie tak mocno..-Oczywiście, że musiał skomentować moje nieudolne walenie go po całych plecach. No nie mógł sobie darować. Przecież to Justin Bieber... Rzucił mnie na łóżko i położył się obok tak, że jego jedna powoła ciała była na mojej. Zrobiło mi się ciepło. 
-Jesteś zbyt agresywna.-Stwierdził z żelaznym przekonaniem.
-I kto to mówi!?-Oburzona rozprostowałam nogi.
-Twój chłopak.
-Ahh tak??
-Oczywiście. 
-Jakoś nie przypominam sobie, żebyś mnie pytał o pozwolenie.
-Pozwolenie? Al przecież wiem, że mnie kochasz. Widzę to w twoich oczach.- Zbliżył się do mnie na kilka centymetrów i zaczął głaskać mój rozgrzany policzek. Moje wnętrze splatało się, w coraz to nowe supełki. Czując jego równy oddech myślałam nad tym co może się stać. Przygryzł moją dolną wargę z błyskiem w oczach. Uchyliłam usta, a on szybko wsunął swój język do środka. Zaczęłam kręcić się razem z nim. Złapał mnie za szyję i zataczając kółka na krawędziach mojego języka poruszył się w górę. Cholera. Wzdrygnęłam się. Gdy zaczął całować mnie po szyi byłam już kompletnie rozstrojona nerwowo. Po paru minutach oderwał swoją twarz od mojego barku i powoli zjechał ręką w dół brzucha. Wszystko w środku ścisnęło mi się ze zdenerwowania. Popatrzył na mnie wyczekując mojej odpowiedzi. Czy ja się na to godzę.. Kurwa. Jakbym nie mogła!? No ale z drugiej strony.. Boże. Raz się żyje.... Nie mogąc wydusić z siebie nic prócz chrapliwego oddechu musnęłam jego usta na znak, że się zgadzam. Spoglądając w dół zapewne myślał nad taktyką... Omg... Byłam roztrzęsiona i pełna obaw. Jedynym pocieszeniem było to, że wskoczyłam do wanny po siłowni i znalazłam ten głupi krem do depilacji.. Uśmiechnęłam się w duchu.* Jesteś gładka jak pupcia niemowlaczka skarbie.*-Moja podświadomość pocieszała mnie jak tylko mogła. Tymczasem chłopak zsunął ze mnie bordowe spodenki. Ruszając nogami zrzuciłam je na podłogę, w tym samym momencie uświadamiając sobie, że to mógł być błąd. Jeszcze sobie pomyśli, że tylko na to czekam a tu udaję taką niedostępną. Moja twarz zupełnie nie wyglądała w tym momencie. Mój Boże! Przecież ja nie wyglądam jak.. jak... dochodze. Moje zrenice ruszyły ku górze szukając jakiejkolwiek małej poduszki, którą mogłabym zakryć twarz. Chwila. Przecież to będzie zupełnie idiotyczne. Czemu to wszystko musi wiązać się z takimi pieprzonymi problemami!? Gdy Justin zaczął ciągnąć za tasiemke moich skąpej bielizny dreszcz przeszedł po mnie jak stado galopujących słoni. Tak. SŁONI. Chwyciłam za jego dłoń, a on popatrzył się troskliwie jak na małego psiaka. 
-Wszystko będzie dobrze Shawty.-Uśmiechnął się uspokajająco.
-Jus.. nie o to chodzi. Ja.. ja muszę być pod kołdrą.- Sama nie wiem czemu łza spłynęła mi po policzku aż na koniec szyi z zawrotną prędkością. 
-Dobrze, nie ma żadnego problemu, ale jeśli nie chcesz...-Nakrył nas do połowy patrząc mi w oczy z wielkim znakiem zapytania.
-Nie przejmuj się. Po prostu jest mi zimno.- Najlepsza wymówka ever. Chyba sobie ją gdzieś zapiszę. 
-Zaraz cię rozgrzeję.- Jego łobuzerski uśmieszek sprawił, że trochę się rozluzniłam. Po paru sekundach leżałam naga od pasa w dół. Chłopak powoli sunął z mojej stopy po wewnętrznej stronie uda, skutecznie mnie rozgrzewając. Pulsowanie mojego czułego miejsca było niemal słyszalne. Gdy sunąc palcem po końcu uda zahaczył drugim o mój wzgórek, przełknęłam ślinę czekając na jego następny ruch. Kreśląc na nim różne szlaczki zjechał w dół. Powoli i ostrożnie. Drgnęłam. Delikatnie dotykał moich warg sprawiając, że zaczynałam czuć to nieziemskie uczucie. Wiedziałam, że jestem cała mokra, nie mogło być inaczej... Odnajdując moją małą zaczął ruszać palcem w górę i w dół. Ogarnęło mnie uczucie, jakbym paliła się w tylko tym jednym miejscu. Ścisnęłam kołdrę wydając z siebie jęk rozkoszy. Chłopak zbliżył się do mojej szyi i zaczął ją delikatnie ssać. Moja dolna część ciała tonęła w uczuciu, które tak dobrze znałam.
-Justin..-Szepnęłam w przestrzeń pragnąc by minimalnie przyspieszył. Jego palec ślizgał się po mojej łechtaczce nabierając tempa. Nogi zaczęły mi drżeć. Pulsowanie było coraz mocniejsze. Czułam jak zbliża się ten moment. Rozkosz zaczęła rozsadzać cały obszar wokół jego ręki. Jęknęłam zupełnie głośno nie mogąc się powstrzymywać. Mój oddech był tak płytki, że niekiedy brakowało mi powietrza. Zjeżdżając w bok napotkał malutki skrawek, który ukrywał się dotąd pod skórą. Wbiłam paznokcie w jego koszulkę. Gdy przyspieszył nie mogłam już wytrzymać. W jednej chwili ogarnęła mnie fala rozkoszy i mimowolnie moje plecy podniosły się dając mu znak by przerwał. Nie mógł dalej bo nie mogłabym wytrzymać ani chwili dłużej. Mocno docisnął swój palec, aż do kości starając się nie poruszyć. Idealnie. Poczułam się cholernie błogo, napięcie znikło, a krople potu spłynęły ze mnie na prześcieradło. Justin delikatnie wyciągnął rękę spod kołdry, całując mnie w policzek padł obok z uśmiechem na ustach. Oblizując wargi, westchnął przykrywając mnie szczelnie i oparł nos na moich włosach. 
-Dziękuję.-Szepnęłam w przestrzeń i obróciłam się w jego stronę. Kładąc dłoń na jego torsie uniosłam głowę do góry.
-To ja dziekuję. Chyba jeszcze nigdy nie przeżyłem tego tak dobrze. 
-Czego?-Ogarnęło mnie lekkie zdziwienie, a on odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy.
-Tego pierwszego dotyku. Nigdy nie czułem się tak usatysfakcjonowany.. 
-A z Victorią..
-Z tobą jest zupełnie inaczej Skarbie.

wtorek, 4 marca 2014

32.Nie możesz.

Alex's Pov
Gdy podniósł wzrok dostrzegłam jedną samotną łzę, która spływała powoli po jego policzku. Słowa uwięzły mi w gardle. Dlaczego niby miał płakać!? To ja powinnam być zalana łzami i tak wkurwiona, by móc wykrzyczeć mu wszystko w twarz, wyrzucić z domu i zapomnieć o nim raz na zawsze.
Tymczasem nie mogłam patrzeć w jego szklane oczy, które krzyczały bezgłośnie w przestrzeń wokół mnie.
-Dlaczego... dlaczego się mnie brzydzisz?
Jego słowa dotarły do mnie dopiero po kilku sekundach. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Jego zachrypnięty głos sprawił, że jeszcze bardziej żałowałam iż dałam się ponieść emocjom. Nie dobrałam właściwego określenia. Nie miałam pojęcia czy brnąć w to dalej...
-Zabiłeś tego człowieka?
-Al ja musiałem...
-Nic nie musiałeś Justin! Powinieneś sam decydować o tym co robisz, o swoim życiu! A teraz wynoś się stąd.- Nerwowo zagryzłam wargi czując niepewność.
-Dobrze..- W tym momencie wyciągnął pistolet i przyłożył go do skroni.
-Co ty robisz!?-Szeroko otworzyłam oczy kompletnie zdezorientowana. Strach sparaliżował mnie całą tak, że bałam się postawić nawet małego kroku w jego stronę.
-Decyduję o swoim życiu, tak jak mi poradziłaś.-Przełknął ślinę. Patrząc na niego myślałam, że się trzęsie, ale to mną niemal rzucało.
-Wiesz, że nie o to mi chodził! Nie możesz tego zrobić! Nie możesz słyszysz!?-Krzyczałam już nic nie widząc przez strugi łez.
-Mogę. Bo nikomu już nie jestem potrzebny.
Gdy spust ruszył się o zaledwie parę milimetrów jego szczęk uderzył we mnie jak silny podmuch wiatru.
-Jesteś potrzebny!-Wykrzyknęłam to z całych sił, które opuściły mnie wraz z tym zdaniem. -Jesteś mi potrzebny Jet..-Upadłam na kolana chowając twarz w dłoniach. Mój szloch odbijał się echem od ścian nabierając mocy z każdą chwilą. Czując jak spadam w bok, nie próbowałam się ratować. Jego dłonie oplotły się wokół moich pleców. Delikatnie przyciągnął mnie to siebie tak, że czułam jego oddech na twarzy. Gdy zaczął się kołysać, natłok myśli i uczuć, który był we mnie od początku zaczęły mnie opuszczać jak powietrze opuszcza wnętrze balonika wypełnionego do granic możliwości.
 Come Home to me...
 Come Home to me..
Back into my arms,
Home where you belong
Come Home to me..

 Come home to me
If home is where you are
Home is way too far away...

Jego głos sprawił, że czułam się tak jak nigdy. Poznałam jego drugą stronę po raz kolejny. Nie wiem czy wcześniej zastanawiałam się jaką on jest zagadką. Właściwie nie wiedziałam o nim za wiele, ale jego charakter.. maskował się pod groznym chłopakiem bez skrupułów. Chyba tak powinnam określić maskę którą zakładał każdego dnia. A teraz gdy śpiewał powoli, delikatnie i czule... To zupełnie roztopiło moje wątpliwości. Postanowiłam  dać mu szansę.
-If home is where you are
Home is way too far away... 

W tym momencie na jego twarzy pojawił się ten piękny i szczery uśmiech, który sprawiał, że czułam się szczęśliwa razem z nim.
-Kocham Cię Shawty.. i przepraszam za wszystko.. chyba się trochę zagubiłem..- Jego twarz wyrażała skruchę, która znów przejęła władzę nad jego oczami. Oblizał dolną wargę czekając na to co mam mu do powiedzenia.
-Spróbuję naprowadzić cię na właściwą drogę-jego spojrzenie było jakby natchnione nadzieją- a jeśli mi się uda, będę najszczęśliwszą osobą na ziemi.- Łapiąc go za szyję przyciągnęłam ku sobie. Nasz pocałunek nigdy nie był tak słodki jak ten. Krew na nowo wystrzeliła mi w żyłach, a siły wróciły w każdy centymetr ciała. Czułam się niewyobrażalnie dobrze i pojęłam to, że on też musi się takim poczuć. Musi wiedzieć, że jest ktoś kto go potrzebuje i będzie wspierał.. dziwne, że los chciał bym tą osobą była ja. Jego miękkie usta oderwały się od moich, kiedy nazbyt szeroko się uśmiechnęłam.
-Obiecaj, że już nigdy więcej nie zrobisz czegoś podobnego.- Popatrzył na mnie tym swoim słodkim wzrokiem, który podnosił poziom cukru o 200% w każdej komórce mojego organizmu.
-Obiecuję.


środa, 22 stycznia 2014

32. Ciemność.

Dlaczego wszystko musi się zawsze spieprzyć.. To cholernie absurdalne być szczęśliwą i cierpieć przez jednego człowieka. W ciągu tych dwóch miesięcy zdążyłam się w nim zakochać, poznać jego wady i zalety. Przeżyłam śmierć mamy, kompletną kompromitację wpadając do basenu i na lekcji, kiedy runeliśmy do tyłu razem z ławką. Porwano mnie, jego brat prawie mnie zgwałcił, bałam się go jak nikogo innego... A jednak po tylu obietnicach łudziłam się, że cokolwiek w sobie zmieni. Słowa, które wypowiadał, każde było puste i pełne przekonania, że zamydli mi oczy i przeleci jak dziesiątki innych razem z tą jego Vicky na czele. Pieprzony chuj. Mam nadzieję, że znów go zamkną. Głowa zaczynała mnie boleć, a chusteczki były na wyczerpaniu. Płakałam już od godziny coraz mocniej przeżywając każde związane z nim wspomnienie. Wszystko dopóki nie popatrzyłam na dłonie. Chwytając za maść na blizny wcierałam ją jak szalona, a złość którą miałam gdzieś na dnie serca wychodziła na wierzch sprawiając, że czułam pogardę dla tego gnoja. Po upływie następnej godziny zegar pokazał 22.00 Wyjmując nogi spod kołdry westchnęłam zrezygnowana. Właściwie nie mogłam określić co mi jest, prócz przeziębienia, które złapałam minionej nocy. Czułam się nijaka. Bez wyrazu. Jakaś nieznana cząstka mnie odeszła razem z tym skurwielem. Jęknęłam w przestrzeń. Gdy miałam gasić lampę ojciec zapukał do drzwi.
-Alex wylatuję do Canady na tydzień. Pieniądze zostawiłem ci tam gdzie zawsze. Ellen będzie jutro.. Ben odśnieży plac wokół domu..
-Oczywiście.-Okazał zdziwienie na moją odpowiedz. 
-Kocham Cię córeczko.
-Ja ciebie też.-Uśmiechnęłam się lekko, byleby wyszedł nie zauważając moich napuchniętych oczu. Więc wszystko jest jak dawniej.. tylko bez mamy.
                                                            *
Piątek. Wolne od szkoły. Przynajmniej dla mnie. Gdy wstając rano-właściwie to.. po południu- zobaczyłam się w lustrze, miałam ochotę się przeżegnać. Wielkie wory pod oczami, włosy w kompletnym nieładzie, spuchnięte, na wpół otwarte powieki, spierzchnięte usta, a do tego cierpki ból głowy. Mmmm... dzień zapowiada się niesamowicie. Mój uśmiech kipiał ironią. Zeszłam do kuchni po szklankę soku bananowego i rogalika. Nie miałam najmniejszej ochoty patrzeć na te staruche, ale ona nigdy nie przyniosłaby mi śniadania do łóżka. Szczerze mówiąc prędzej by zdechła.. Wywracając oczami skomentowałam jej westchnięcie na mój widok. Gryząc ciasto francuskie podeszłam do komody na piętrze. Wyjmując tabletki na ból głowy przypomniałam sobie tamtą noc:"- Szybciej. - Ponaglił ją, przyspieszając tak, że dzieliło ich maksymalnie 10cm
Dziewczyna przyspieszyła, kierując się do komody na końcu korytarza. Otworzyła szafkę i wyciągnęła cały zestaw potrzebny do pierwszej pomocy i parę innych rzeczy, które uznała za przydatne. Wracając wyminęła go, wypuszczając powietrze z płuc. *Jak ktoś tak zły może być tak kurewsko sexowny?*" choć nie chciałam. Nie chciałam znów widzieć jego mięśni, spojrzenia, które błądziło po moim ciele zupełnie mnie obezwładniając.. Tego jak szeptał mi do ucha, że jeśli komuś coś o nim powiem to nie dożyję rana. Chwytając za ręcznik postanowiłam posiedzieć trochę na siłowni w czasie, gdy będą sprzątać mój pokój. Gdy ból minął wskoczyłam na bieżnie, nie licząc czasu biegłam do upadłego patrząc na spadające płatki śniegu i ścianę gałązek pokrywających ogrodzenie. Robiło się coraz ciemniej. Zostałam sama w domu. Ocierając pot z czoła rzuciłam się na zimną podłogę. Po kilku minutach bliskiego spotkania z ziemią wyłączyłam ogrzewanie i biorąc kąpiel poczułam się znacznie lepiej (nie licząc długich poszukiwań kremu do depilacji..). Zakładając kapcie chwyciłam listek gumy dla dzieci o słodkim zapachu i głośno ciamkając rozłożyłam się na kanapie przed telewizorem. Oglądając teledysk zobaczyłam wzmacniacze i gitarę podobną do tej którą ...on miał w mieszkaniu. Cholera! Czy wszystko musi mi się z nim kojarzyć? Przełączając kanał ślepo wpatrywałam się w program dokumentalny. Niewyobrażalne zostać matką w moim wieku lub nie wiedzieć kto jest ojcem twojego dziecka bo puściłaś się na imprezie.. Nagły dzwięk przeszył powietrze, jakby zwolnienie obrotów silnika i nastała ciemność. Zabrakło prądu? Nienawidzę takich sytuacji, zwłaszcza gdy nie jestem u siebie na górze.. Wyobraznia zawsze w podobnych sytuacjach podsuwa mi setki potworów, duchów, jakiś dziewczynek z długimi włosami po przejściach i zmutowanych zwierząt..Tak wiem. Jestem zjebana. Wpatrując się w ciemność dotarłam do małej szafki pod zlewem. Po omacku sięgnęłam zapalniczki i zaświeciłam świeczkę co dało mi szansę na dotarcie do telefonu. Echo przyciskanych klawiszy głucho roznosiło się po wnętrzu. Mimo iż miałam na sobie sweter czułam gęsią skórkę. Nosz kurwa mać.. niech oni włączą to światło. Podeszłam do stolika patrząc to na płomień, to na wyświetlacz telefonu, szukając numeru sąsiadki z naprzeciwka, z nadzieją, że nie jest na Karaibach.. Westchnęłam cicho, czekając na to aż odbierze.

-Halo?
-Dobry wieczór, z tej strony Alex Lautner, z naprzeciwka. Chciałam spytać czy ma pani prąd.- To brzmiało tak głupio, że miałam ochote walnąć się w twarz. 
-Oczywiście, że tak. A u państwa nie ma? 
-Owszem, myślałam, że wyłączyli na całym osiedlu.
-Ależ nie, to chyba tylko u was. Może macie za dużo śniegu na linii.
-W takim razie dziękuję, dobranoc.
-Dobra...
Płomień świeczki zgasł, a moje serce przyspieszyło gwałtownie wywołując u mnie nagły atak histerii.
Poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Krzycząc odskoczyłam z przerażeniem, omal nie lądując na podłodze. Dreszcz przeszedł mnie całą i zaczęłam cofać się do tyłu z obrzydzeniem. 

-Alex musisz mnie wysłuchać.-Stał tam już bez kurtki, a jego oczy błyszczały w świetle księżyca. 
-Nic nie muszę. Wynoś się stąd!-Zrobiłam krok w tył, kiedy on posunął się w moją stronę. 
-To nie miało tak być, ja Cię kocham. Nie mogę wytrzymać ani minuty z myślą o tym, że mnie nienawidzisz.
-Poprawka Jet, ja się tobą brzydzę i brzydzę się tym, że kiedykolwiek mogłam myśleć, że coś nas łączy.

wtorek, 21 stycznia 2014

31. Nienawidzę cię.

Justin's Pov
Wciągając powietrze poczułem róże. Doskonale wiedziałem, że ona tu jest. Jej zapach i to, że nawet na chwile nie puszczała mojej dłoni. Otwierając oczy dostrzegłem księżyc i ciemną toń nieba. Obracając troche głowę zobaczyłem jej twarz pełną troski. Uśmiechnęła się i przejechała palcami po moich. 
-Jesteś..-Szepnęła tak, jakby najcichszy dzwięk miał sprawiać mi ból. Jej głos- nigdy. 
-Zawsze będę.- Kładąc drugą rękę zamknąłem je w uścisku. Wiedziałem, że łzy zaraz zaczną spływać po jej rumianych policzkach. Oczy miała szklane i zaczerwienione. Już wcześniej słyszałem jak płakała, ale nie mogłem nic zrobić. Pociągnęła nosem biorąc się w garść. 
-Musisz udusić Maxa.. w moim imieniu.-Odgarnęła włosy z twarzy mówiąc śmiertelnie poważnie.
-Za co?- Niejako zdziwiony miałem ochotę roześmiać się na pół oddziału. Jej mina była cholernie dziecinna. Jak dziewczynki która musi dostać niewyobrażalnie drogą lalkę z drugiego końca świata. 
-Powiedział, że miałeś krwotok wewnętrzny. Myślałam, że umrę w drodze, a gdy przyszłam po prostu się roześmiał i oświadczył, że to nic poważnego. Miałam ochotę przyłożyć mu w twarz.-Fuknęła z niezadowolenia. Nie mogłem się powstrzymać i parsknąłem, zakrywając usta starałem się nie śmiać. 
-Wszyscy jesteście tacy sami!-Poderwała się z łóżka gotowa do wyjścia.
-Ej ej ! Kochanie przepraszam. Zostań.-Spojrzałem na nią ze skruchą i niejaką prośbą by mnie nie opuszczała. Podziałało. - Nie moja wina.. Po prostu mamy podobne poczucie humoru. To wszystko.-Wzruszyłem ramionami.- Co mi jest?
-Twój organizm był odwodniony i niedożywiony. Poza tym przygryzłeś policzek.. 
-Jason myślał, że dostałeś krwotoku.-Do sali wszedł Josh z kubkiem kawy.-Proszę.-Podając go Alex poklepał mnie po ramieniu i stając przy ramie łóżka dyskretnie pokazał na telefon. Kiwnąłem mu. 
-Dobranoc. Bieber trzymaj się.- Rzucając spojrzenie na Alex zamknął za sobą drzwi. 
-Twój ojciec.. nie martwi się? Czy znów wyjechał?- Odstawiłem butelkę wody od ust. 
-Dzwonił. Powiedziałam, że będę pózniej.-Upijając łyk uniknęła mojego dociekliwego spojrzenia. Ciągnąc ją ku sobie czułem coraz intensywniej zapach róż. 
-Kocham Cię. Nawet nie wiesz jak bardzo.-Chwytając jej szyję złączyłem nasze usta. Wargi miała miękkie, jakbym gryzł dużego, malinowego żelka. Otwierając oczy napotkałem jej, jeszcze przymknięte. Czekające na mój kolejny ruch. Po chwili otworzyła je, ukazując toń błękitnego oceanu i szmaragdowym dnem. Dreszcz przebiegł mi po plecach. Była taka piękna.. Odwracając głowę wtuliła się w moją otwartą dłoń. Pragnąłem ją przytulić i nie puszczać, nigdy. Ona dawała mi spokój. Ten wewnętrzny, najbardziej przeze mnie pożądany. Kilka sekund i znów wszystko się pieprzyło, a chwilowe szczęście zostało zastąpione życiem, którego nienawidziłem. 
-Komisarz Stanley. Przyszliśmy zadać panu Bieberowi kilka pytań.- Zwracając się bardziej do Alex niż do mnie dali jej znak by wyszła. Na twarzy miała tylko zmartwienie i niedowierzanie. Zaciskając pięść odwróciłem głowę w strone okna. To nie miało tak być. Nie chcę, żeby tak było.
-Był pan wczoraj na imprezie przy Green Street. Czy widział pan coś podejrzanego?
-Nie. Byłem zalany w sztok i jedyne co widziałem to pewną dziwkę na parkiecie. A o co chodzi?
-W jeziorku za domem wyłowiono dziś ciało. Wszystko wskazuje na zabójstwo z premedytacją. 
-A co ja mam do tego?
-Był pan karany, widziano pana, poza tym musimy przesłuchać wszystkich będących w tym dniu na imprezie. 
-Oczywiście, że mnie widziano. Mówię, że tam byłem. To chyba jasne.. Nic nie wiem. Ktoś pewnie załatwił jakieś niepotrzebne gówno.- Uśmiechnąłem się w duchu. 
-No tak..-Spisując zeznania do notesu uważnie mi się przyglądał. Miałem ochotę wyjebać mu za to, że wpieprza się w nieswoje sprawy. Z drugiej strony.. jak kurwa wyłowili to ciało?! Przytargaliśmy tyle kamieni.. zawiązaliśmy worek.. To jest kurwa niemożliwe.. a może to prowokacja? Czując ogarniającą mnie złość zamknąłem oczy czekając z ich otworzeniem dopóki nie wyszedł. Przez szybę widziałem jak przez chwilę rozmawia z Alex. Trzymając się za rękę chciała go spławić jak najszybciej. Miałem nadzieję, że do mnie wróci, a ona rzuciła mi pogardliwe spojrzenie i poszła. -Kurwa, tego właśnie nienawidzę. Wpieprzania się policji w moje życie, ciągłego strachu i podejrzeń. Nic nie będzie takie jak kiedyś.- Sięgając po telefon wytarłem pot z czoła. 
-Alex co się stało? Czemu poszłaś?- Jej zapłakany i łamiący się głos sprawił, że w gardle utkwiła mi gula. 
-Pytasz się czemu? Jesteś pieprzonym sukinsynem. Nienawidzę cię.. Tak bardzo cię nienawidzę.. Jak można zabić człowieka hmm? To twoja rutyna? Skończyłam z tobą i mimo tego co mam napisane na ręce nie będę twoją dziwką. Słyszysz!? Nigdy więcej. Nie dzwoń do mnie bo wszelkie informacje przekaże policji. Nie chce cię znać.Zniszczyłeś mnie. Zniszczyłeś mi te jebane 2 mies życia. Cieszysz się z tego prawda? 
-Al...-Połączenie zerwano. Rzuciłem komórką o ściane, miotając się na łóżku zwróciłem uwagę pielęgniarki. 
-Coś się stało?
-To nie twoja sprawa szmato!- Splunąłem jej prosto pod nogi z pełnym obrzydzeniem na jakie mnie było stać. Przestraszona wyszła nawet nie próbując patrzeć w moją stronę. To mi zostało. Tylko to. Pieprzona nienawiść, złość. To co zawsze. Tylko to.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam za to, że nie dodałam w niedziele, ale pojechałam do siostry a u niej internet to patola. Znalazłam przy okazji swojego starego bloga z 2011 ... I najpewniej będę coś z niego uzyskiwać. Dziękuję Wam za komentarze pod tamtym rozdziałem. Liczę, że pod tym też wyrazicie swoje zdanie. #muchlove <3